Woda jest śmiertelnym zagrożeniem nawet dla doświadczonych pływaków i osób na co dzień pracujących na morzu. W sobotę, 16 listopada przekonali się o tym rybacy z Ustronia Morskiego (woj. zachodniopomorskie).
Trójka rybaków wypłynęła jak co dzień w morze. Działo się to po godzinie 6 rano. Mieli zebrać postawione wcześniej sieci. Jednak po chwili doszło do prawdziwego dramatu.
Niewielka jednostka nagle zaczęła tonąć. Życia jednego z mężczyzn nie udało się uratować, zmarł w szpitalu. Dwóm rybakom udało się wydostać z wody.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tragedia na Bałtyku. Relacja świadka
Jeden ze świadków zdarzenia rozmawiał z dziennikarzami "Faktu". Jak relacjonował pan Kamil, gdy rybacy zaczęli wybierać siatki, w bok ich kutra uderzyła fala. Po chwili jednostka znalazła się pod wodą.
Usłyszałem krzyk i wołanie o pomoc. Dotarło do mnie, że oni toną. Zbiegłem na plażę, dzwoniliśmy po służby ratunkowe. Kuter zanurzał się coraz głębiej. Dwóch rybaków weszło na dach sterówki tonącej jednostki. Niestety, trzecia osoba wypadła do wody - mówi mężczyzna w rozmowie z dziennikiem.
Świadkowie z pomocą latarek namierzyli tonące osoby. Wszystko dzięki odblaskowym elementom kapoka. W ten sposób ludzie śledzili kuter z pozostałymi rybakami. Dzięki temu ratownicy mogli szybko podjąć akcję poszukiwawczą zaginionego mężczyzny. Poszukiwania utrudniały jednak wysokie fale oraz silny wiatr.
Dwaj mężczyźni trafili do szpitala w Kołobrzegu, ich życie nie jest zagrożone. Z ustaleń "Faktu" wynika, że akcja poszukiwawcza zaginionego rybaka trwała ponad godzinę. Udało się go odnaleźć kilometr od wypadku. Mężczyznę zabrał śmigłowiec LPR do szpitala w Szczecinie. 34-latek jednak zmarł. Sprawę wypadku bada policja w Kołobrzegu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.