Powodem, dla którego minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska przypomniała, że uczelnia ma zwrócić unijną dotację, miały być kuriozalne warunki przyjęcia studentów.
(...) warunkiem koniecznym przyjęcia na studia było zaświadczenie od proboszcza - zauważyła Pełczyńska na platformie X (dawny Twitter).
Co prawda Pełczyńska nie upomniała się o unijną dotację, ale wypomniała uczelni Rydzyka, że ma do wykonania decyzję dyrektora Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, który 21 marca 2023 r. domagał się zwrotu 25 proc. przyznanego dofinansowania.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Fundusze przyznano w kwietniu 2017 r. Uczelnia otrzymała w sumie przeszło 400 tys. zł, żeby uruchomić kilka nowych kierunków studiów.
Czytaj także: Rydzyk wyciąga ręce po pieniądze. Mówi o miłości
Tymczasem, jak podkreślała Pełczyńska, uczelnia dopuściła się dyskryminacji:
W uzasadnieniu warunek załączania opinii proboszcza do dokumentacji rekrutacyjnej uznano za dyskryminację pośrednią ze względu na religię lub przekonania potencjalnych kandydatów na studia.
Rydzyk: na naszej uczelni uczą się zarówno ateiści jak i muzułmanie
Tadeusz Rydzyk zapewnia, że nie ma mowy o jakiejkolwiek dyskryminacji na jego uczelni. Na antenie TV Trwam stwierdził, że studiują tam zarówno ateiści, jak i nawet muzułmanie.
Ale jego zdaniem wymów zaświadczenia od proboszcza nie jest przypadkowy.
Co się stanie, jak przyślą nam, żeby nam szkodzić, jakiegoś satanistę? Nie mówimy, że nie przyjmujemy niewierzących, ale chcę mieć opinię, żeby nie wszedł jakiś szkodnik. Są różni szkodnicy i mogą nam narozrabiać. To jest dyskryminacja - podkreślił o. Rydzyk.
Dodał też, że uczelnia jest prywatna, a co za tym idzie - ma prawo dyktować własne warunki dla potencjalnych kandydatów.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.