Dr Kosikowski odniósł się do sprawy Oskara D., 25-latka, który nazywał siebie uzdrowicielem. Jedna z jego pacjentek zmarła, co według rzecznika NIL nie jest odosobnionym przypadkiem.
Podobne historie o swoich pacjentach może opowiedzieć każdy onkolog w Polsce - stwierdził.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rzecznik NIL podkreślił, że brak jest twardych danych na temat działalności znachorów, ponieważ są oni poza jurysdykcją Izby Lekarskiej.
Chyba że ktoś złoży takie doniesienie, to wówczas przekierowujemy je do prokuratury - dodał.
Pacjenci niechętni do zgłoszeń
Dr Kosikowski przyznał, że sam miał pacjentów, którzy padli ofiarą oszustów.
Kiedy się o tym dowiadywałem i podpowiadałem, że warto by taką osobę pociągnąć do odpowiedzialności, napotykałem na opór nie do przezwyciężenia - zaznaczył.
Według niego, jednym z powodów jest stan chorych, którzy nie chcą tracić czasu na sądowe przepychanki. Dodatkowo, rodziny pacjentów często nie są zainteresowane ściganiem szarlatanów, ponieważ to one namawiały bliskich do poszukiwania alternatywnych terapii.
Prokuratura i "znikoma szkodliwość społeczna"
Specjalista zauważył, że nawet gdy prokuratura otrzymuje doniesienia o przestępstwach popełnianych przez "uzdrowicieli", często traktuje ich działalność jako mającą znikomą szkodliwość społeczną.
Tak samo było z Oskarem D. Rzecznik Praw Pacjenta złożył na niego doniesienie do prokuratury, prokurator przesłuchał mężczyznę (i nikogo innego poza nim), a kiedy usłyszał od niego, że ten niczego złego nie robi, szybciutko umorzył sprawę. Dopiero sąd nakazał powtórnie wszcząć postępowanie - podkreślił rzecznik NIL.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.