Wczesne lato nie jest najlepszym czasem dla hodowców zwierząt z Dolnego Śląska. Jak informują tamtejsze media, tylko na przełomie maja i czerwca watahy wilków doprowadziły do śmierci kilkudziesięciu owiec. Bilans ten jednak się nie zatrzymuje i wzrasta z każdym dniem.
Jedną z osób, która szczególnie brutalnie przekonała się o sile zwartych w watahę wilków, był Tomasz Pawłowski, który prowadzi gospodarstwo w Kotlinie Kłodzkiej. Jak mówi hodowca i były żołnierz w rozmowie z "Gazetą Wrocławską" w ostatnich dniach wilki zagryzły mu 14 owiec, z których to większość stanowiły matki i ciężarne.
Znaczące straty to nie jedyny problem, jaki spowodowała ostatnia rzeź. Ze względu na zaatakowanie głównie matek, wiele młodych jagniąt pozostało bez opieki i owiec, które mogą je karmić. Tym samym właściciel sam musi podawać im mleko z butelki. Poza licznymi zabitymi jest też w jego hodowli wiele poranionych zwierząt.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wilki są chronione, a hodowcy stratni
Wszędzie było mnóstwo krwi. To była prawdziwa jatka. Pokaz dla młodych wilków, jak zabijać. Przyszły i mordowały jedną po drugiej. Jestem załamany. Tworzyłem to stado wiele lat z miłością i dużą starannością. To były owce rasy dorper, takie charakterystyczne z czarnymi głowami, tzw. mięsne. Dzisiaj ze stada liczącego kilkadziesiąt sztuk, nie wiem ile zostanie, ile z nich przeżyje, wiele jest poranionych. Straciłem 15 sztuk - mówi "Gazecie Wrocławskiej" Tomasz Pawłowski.
Jak podkreśla dolnośląski hodowca, prawdopodobnie nie będzie mu się opłacać, odtwarzać stada. Zakup jednej owcy to sumy rzędu kilku tysięcy złotych, podczas gdy Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska za zabite sztuki wypłacać ma grosze. Samo kupienie nowych zwierząt też nie załatwia problemu, ponieważ przed wilkami nie można się bronić.
Pracownicy Dolnośląskiej Dyrekcji Ochrony Środowiska mówią nam, że mamy sobie zamontować ogrodzenia na metr czterdzieści, to tylko 20 cm więcej niż mam ja, nic to nie da! Bo wilki je pokonują. Radzą nam też wkopanie siatek na pół metra pod ziemię. - skarżył się dziennikowi inny hodowca Andrzej Piwowar.