Niedziela jest trzecim i ostatnim dniem głosowania w wyborach prezydenckich w Rosji. Kreml dąży do osiągnięcia rekordowej frekwencji w głosowaniu, które, jak się oczekuje, przyniesie reelekcję Władimira Putina. Według "The Moscow Times", na pracowników sektora publicznego i firm powiązanych ze strukturami państwowymi wywierane są naciski, by brali udział w wyborach.
Władze próbują też zachęcić mieszkańców Rosji darmowymi obiadami, biletami na koncerty i loteriami, w których wygrać można paczkę cukru, ale też nowy samochód.
Na karcie do głosowania widnieją nazwiska Władimira Putina i jego formalnych kontrkandydatów: Nikołaja Charitonowa, Władysława Dawankowa i Leonida Słuckiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Swój głos można oddać także w Warszawie. Rosjanie czekają przed ambasadą Rosji w stolicy, aby zagłosować w "wyborach". Na nagraniach, które pojawiły się w mediach społecznościowych słychać wypowiadane przez megafon słowa: "Rosja będzie wolna!".
Czytaj także: Rosyjscy ochotnicy potwierdzają. Zdobyli kolejną wieś
Niezależnie jednak od tego, ilu Rosjan i jak zagłosuje, zwycięzca będzie tylko jeden. Władimir Putin i jego partia "Jedna Rosja" nie wypuszczą z rąk rządów w największym kraju świata, którym władają już trzecią dekadę. Przejął ster rządów w 1999 roku i nie zamierza go oddawać. Niezależnie od tego, czy to legalne, czy też nie.
Propaganda rosyjska w akcji w trakcie wyborów
Głosowanie w Rosji po raz pierwszy w historii potrwa trzy dni. Odbywa się także na okupowanych przez Rosję terenach Ukrainy.
Szef Rady Europejskiej Charles Michel w ironicznym wpisie już "pogratulował" dyktatorowi "miażdżącego zwycięstwa". Przypomniał, że rosyjskie głosowanie odbywa się "bez opozycji, bez wolności i bez wyboru".
Jeśli Władimir Putin wygra wybory w Rosji, będzie rządził krajem do 2030 roku.