Żeby lepiej zrozumieć chorobę, która tak nagle i powszechnie zaatakowała mieszkańców, przebadano setki próbek. Ponad 60 proc. z szybkich testów diagnostycznych dało wynik pozytywny na malarię, a około dwie trzecie osób przebadanych bardziej precyzyjnym testem laboratoryjnym PCR dało również wynik pozytywny na Plasmodium falciparum, czyli pasożyta wywołującego malarię. W innych znajdowały się dość powszechne wirusy układu oddechowego, jak chociażby grypa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Uznaje się, że wybuch epidemii wciąż trwa i dlatego prowadzony jest dodatkowy nadzór epidemiologiczny a także dodatkowe badania laboratoryjne. Według WHO liczba tygodniowych przypadków pozostaje stosunkowo stabilna od początku listopada. Od 9 do 15 grudnia odnotowano zaledwie jeden nowy przypadek. Liczba zgonów nie wzrosła wcale.
Trwające dochodzenia i wstępne wyniki badań laboratoryjnych sugerują, że połączenie powszechnych wirusowych infekcji dróg oddechowych i malarii falciparum, w połączeniu z ostrym niedożywieniem, doprowadziło do wzrostu liczby ciężkich zakażeń i zgonów - przekazało WHO, cytowane przez CNN.
Czytaj także: 700 paczek do faweli. Niezwykły gest gwiazdy Juventusu
Trudności w oddychaniu i anemia. Szczególnie narażone są dzieci
W praktyce śmiertelne okazują się te przypadki, które charakteryzują się trudnościami w oddychaniu, anemią i oznakami ostrego niedożywienia. Najczęściej epidemia dotyka dzieci poniżej 5 roku życia. Stanowią niemal połowę przypadków zachorowań i aż 54 proc. wszystkich zgonów.
Kolejną narażoną na epidemię grupą są kobiety. Zdaniem ekspertów z WHO to ze względu na ich bliższą interakcję z chorującymi dziećmi.
Choroba rozprzestrzeniła się w dystrykcie Panzi w prowincji Kwango, odległym i wiejskim obszarze. Wskaźnik szczepień jest tu niski, a rozprzestrzenianiu się malarii sprzyja pora deszczowa. Zdaniem WHO chorobę może zaostrzać niedożywienie, które w tym regionie staje się poważnym problemem.
Czytaj także: Zamach na nowe władze w Syrii. 14 ofiar