Wizyty jelenia na kempingu powtarzają się od około dwóch tygodni. Zwierzę dostaje się na teren pola przez furtkę, kiedy ktoś wieczorem zapomni jej za sobą zamknąć. Nocujący tam turyści zaczynają się poważnie bać.
Wczoraj znowu do nas przyszedł w nocy, zniszczył kobiecie cały namiot, potargał. Pani się popłakała, jak się pakowali, bo namiot kosztował tysiąc pięćset złotych - relacjonuje czytelnik "Tygodnika Podhalańskiego".
Zaniepokojeni sytuacją są także właściciele kempingu. Obawiają się, że pole będzie owiane złą sławą i stracą gości. Nie chcą też, by doszło do sytuacji, kiedy komuś stanie się krzywda.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ma wielkie poroże, jest już na nim siatka, którą podarł z naszego ogrodzenia. Chodzi od namiotu do namiotu, boimy się, że klienci przestaną do nas przyjeżdżać. Sami nie możemy nic z nim zrobić, zamknąć się na głucho też nie, bo jak wejdą turyści? - zastanawia się prowadzący kemping.
O sprawie informowano Tatrzański Park Narodowy i urząd miasta. Nikt jednak nie kwapi się do pomocy, instytucje zrzucają na siebie wzajemnie odpowiedzialność.
Przedstawiciele obiektu mówią, że nie mogą rozdysponować pracownika do pilnowania furtki przez całą noc. Jak na razie nie wiadomo, jak i czy w ogóle sprawa zostanie rozwiązana. Zakopianie mają nadzieję, że rogacz w końcu sam straci zainteresowanie namiotami turystów.