Sikorski podczas wizyty na John Hopkins University przestrzegał amerykańskie elity, aby skupiając się na Azji i uznając Pekin za głównego rywala, nie zapominały o Europie.
Jeśli rzeczywiście uważacie, że Chiny stanowią zagrożenie dla amerykańskiego prymatu, dla amerykańskich wartości oraz opartego na zasadach porządku światowego, tak jak uważamy, że Rosja stanowi egzystencjalne zagrożenie dla globalnej stabilności, a w szczególności dla Europy, to potrzebujemy siebie nawzajem bardziej, a nie mniej. Zwrot ku Azji powinien być zwrotem z Europą, a nie bez niej - mówił Sikorski.
Sikorski: Europa nie potrzebuje charytatywnego wsparcia Waszyngtonu
Szef MSZ podkreślił, że Rosja, której wiarygodność przyrównał do Korei Północnej, pozostanie zagrożeniem dla świata przez długi czas i współpracuje z Chinami, by osłabiać międzynarodowy porządek i zachodnią jedność. Zwrócił uwagę na skoordynowaną kampanię sabotażu i wojny hybrydowej prowadzoną przez Moskwę w całej Europie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To jest nieprzyjazny akt agresji - zaznaczył.
Dodał, że wbrew częstym przekonaniom w Ameryce, Europa nie jest już "zdezorganizowana i chaotyczna" oraz "stale potrzebująca charytatywnego wsparcia Waszyngtonu", lecz jest gotowa wziąć większy ciężar na barki, aby chronić swoje bezpieczeństwo. Sikorski wspomniał o zwiększeniu wydatków obronnych oraz potrzebie dalszych inwestycji w przemysł obronny i zacieśnianie sankcji. Minister zaznaczył, że Europa wydaje łącznie więcej na pomoc Ukrainie niż USA.
Sikorski przyznał, że przed rosyjską inwazją nie spodziewał się tak mocnej reakcji Europy na agresję Rosji, ale podkreślił, że wciąż należy robić więcej.
W stosunkach transatlantyckich era pasażerów na gapę nieuchronnie dobiega końca (...). Polska jest liderem z budżetem obronnym przekraczającym już 4 proc. jej PKB. W przyszłym roku wzrośnie do 4,7 proc. i prawdopodobnie nie będzie to nasze ostatnie słowo. Zrobimy wszystko, aby nie stać się ponownie rosyjską kolonią, niezależnie od tego, co zrobi ktokolwiek inny - zapowiedział minister.
Szef polskiej dyplomacji przypominał, że choć Polacy "nie mają ochoty na konfrontacje militarne", to dzięki swojej historii potrafią rozpoznać zagrożenie płynące z rosyjskiego imperializmu.
Zbyt wiele razy byliśmy jego ofiarami. Wiemy, jak czuje się utratę niepodległości. Wiemy, co znaczy żyć pod tyranią. I nie zamierzamy do tego wracać - powiedział Sikorski, używając sloganu z kampanii wiceprezydentki Kamali Harris ("We're not going back").
Pytany, czy Polacy są przygotowani na ewentualną eskalację wynikającą z użycia zachodnich rakiet przez Ukrainę do uderzeń w głębi Rosji, Sikorski ocenił, że Putin nie zaatakuje w najbliższym czasie państw NATO, bo wie, że przegra.
Kiedy Rosjanie nam grożą, wierzymy im, bo oni to zrobili wiele razy (...). Ale jesteśmy teraz częścią NATO (...), Putin może być kryminalistą, ale jest racjonalny - powiedział.
Zdaniem Sikorskiego groźby nuklearne Putina to blef.
Minister stwierdził również, że wydatki ponoszone przez USA i UE na wsparcie Ukrainy, stanowiące mniej niż 1 proc. PKB, "nie są nadmiernym wydatkiem, by poskromić niebezpieczny, autokratyczny reżim w Moskwie". Sikorski przestrzegł, że wojna na Ukrainie może potrwać długo, lecz sojusznicy muszą zapewnić, że zakończy się ona na warunkach możliwych do przyjęcia dla Kijowa.
Im dłużej żyjemy w pokoju, tym łatwiej zapomnieć o tej jednej niewygodnej prawdzie: że tylko mały krok dzieli nasz porządek oparty na zasadach od chaosu i niewiarygodnego cierpienia, jakie ze sobą niesie. Widzieliśmy to w Europie 80 lat temu i widzimy to teraz na Ukrainie - przestrzegał minister.
Czytaj także: Rosjanin wrócił z wojny. Jego zachowanie szokuje