Siostra Kim Dzong Una z pogardą skomentowała słowa prezydenta Korei Południowej. W środę Mun Jae-in po teście nowej rakiety balistycznej powiedział, że rosnący arsenał rakietowy Korei Południowej to pewny środek odstraszający na północnokoreańskie prowokacje.
Nie czekał długo na odpowiedź ze strony Północy. Północnokoreańska Agencja Prasowa (KCNA) kilka godzin później opublikowała zjadliwe oświadczenie Kim Jo Dzong, młodszej siostry Kim Dzong Una i wiceszefowej Departamentu Propagandy i Agitacji Komitetu Centralnego Partii Pracy Korei.
Przejęzyczenie podobno popełnione przez "prezydenta" jest tak głupie, że aż nie przystoi "przywódcy państwa". Bardzo ubolewamy nad bezmyślnym używaniem słowa "prowokacja", które przywodzi na myśl dziennikarzy z brukowców - oświadczyła Kim Jo Dzong.
Siostra Kima nie kryje pogardy. Ostrzega przed "całkowitym zniszczeniem"
"Księżniczka propagandy" dodała, że testy prowadzone przez Koreę Północną nie mają na celu nikogo prowokować, są jedynie częścią rozwijania obronności kraju. Siostra Kim Dzong Una kpiąco zgodziła się na nazywanie działań jej kraju "prowokacjami", o ile Korea Południowa przyzna, że manewry jej wojsk mają na celu zastraszenie Północy.
Jeśli "prezydent" Południa nie zaprzestanie kampanii obwiniania i szkalowania partnera dialogu, w naturalny sposób skończy się to całkowitym zniszczeniem relacji Północ-Południe. Nie chcemy tego. Każde słowo i czyn muszą być poprzedzone namysłem, a rolą "prezydenta" chyba nie jest popisywanie się siłą - podsumowała Kim Jo Dzong cytowana przez KCNA.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.