Janusz Przybycki, wracając z pracy, czasem zagląda na cmentarz, by zapalić znicze na grobach bliskich. Jednak przy okazji jednej z wizyt doznał szoku, gdy odkrył, że mogiła, w której pochowani byli jego dziadek i wuj przestała istnieć.
Puste miejsce. Jak już minął mi szok, to pojechałem do pracy i powiadomiłem rodzinę. Po kilku dniach udaliśmy się do księdza - powiedział pan Janusz w "Interwencji" na antenie Polsatu.
Rodzina zmarłego doznała szoku. Grób zniknął z cmentarza
Podczas rozmowy ksiądz przekazał panu Januszowi, że jeden z mieszkańców zarezerwował sobie wskazane miejsce na budowę grobowca rodzinnego. Taką wersję wydarzeń potwierdził też grabarz. Duchowny miał powiedzieć, że grób został zlikwidowany, bo był zaniedbany i zarośnięty. - A to jest nieprawdą, bo osobiście tam jeździłem i porządkowałem je. Byłem raz, dwa razy w miesiącu - przekazał pan Janusz.
"Interwencja" przedstawiła też rozmowę z księdzem, który stwierdził, że grób bliskich pana Janusza "to było tam takie byle co i tego nikt nie pielęgnował od lat". - No i kopacz tutaj stąd, grabarz, widział, że to nieoznakowane. No zarządził się i stało się. (...) Mówiłem wyraźnie: szczątki są tam na miejscu, nikt tego nie dotykał. A mówię: grzech ciężki jest wasz, że domagacie się czegoś, co zaniedbaliście - powiedział duchowny.
Duchowny miał zaproponować rodzinie Janusza Przybyckiego, że przedłuży ważność grobów na kolejnych 20 lat, ale pod warunkiem, że zostaną one wyremontowane. - Podejrzewam, że koszt około 10 tys. - powiedział mężczyzna.
W tej sytuacji pan Janusz zawiadomił o sprawie policję, ale ta uznała, że działania księdza nie były niezgodne z prawem, a doszło jedynie do pomyłki. Obecnie sytuacja jest patowa, bo duchowny nie zamierza zwracać rodzinie zmarłych pieniędzy za bezprawnie wywieziony pomnik. Zapowiedział przy tym, że nie pochowa w tym miejscu innej osoby.