Do zdarzenia doszło w pobliżu Longyearbyen - jednej z najbardziej wysuniętych na północ osad świata. To jej mieszkańcy zaalarmowali policję, gdy zobaczyli, jak mężczyzna wchodzi na krę, aby podbiec do morsa i zrobić mu zdjęcie. Zgodnie z lokalnymi przepisami, podchodzenie w ten sposób do dziko żyjących zwierząt jest złamaniem prawa.
Skandal z udziałem Polaka w Norwegii. Skończyło się na surowym mandacie
Ustawa o środowisku naturalnym na archipelagu Svalbard stanowi, że cały ruch musi się odbywać w taki sposób, aby nie zakłócać funkcjonowania lokalnej fauny i flory. Wszystko z myślą o spokojnym funkcjonowaniu niedźwiedzi polarnych, fok, wielorybów, reniferów i lisów polarnych.
Turysta, który jak się okazało pochodził z Polski, złamał przepisy i jeszcze tego samego dnia wyciągnięto względem niego konsekwencje. - Dlaczego to zrobił? Powiedział nam, że zależało mu na dobrym ujęciu - powiedział BBC jeden z norweskich prokuratorów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak zauważył serwis BBC, wiosna i lato to okres, w którym Svalbard jest bardzo popularny wśród turystów. Archipelag jest niemal nietknięty przez człowieka, a słońce w wiosenno-letnich miesiącach nie zachodzi w nocy. To sprzyja obserwowaniu zwierząt.
Turysta z Polski otrzymał mandat w wysokości 12,5 tys. norweskich koron, co stanowi ponad 4,5 tys. zł. Ma przy tym szczęście, bo lokalne władze myślą o zaostrzeniu przepisów i kar. Norweski rząd chce walczyć ze zmianami klimatycznymi i zapowiedział wprowadzenie bardziej rygorystycznych zasad. Obejmują one m.in. zakaz zbliżania się na odległość nie mniejszą niż 150 metrów od morsa.
Morsy w Svalbard są objęte ochroną od 1952 roku, kiedy to okazało się, że dziesiątki lat działalności człowieka przyczyniły się do znaczącego spadku ich populacji. Priorytetowe traktowanie tych zwierząt sprawiło, że w ostatnim okresie notuje się wzrost liczby morsów żyjących na norweskim archipelagu.