Gości zagranicznych było niewielu. Oprócz, tradycyjnie już obecnego, prezydenta Białorusi, Aleksandra Łukaszenki, który wyglądał na będącego nie w formie, do Moskwy przybyli głównie prezydenci państw Azji Centralnej. Z Zachodu nie pojawił się w Rosji żaden przywódca.
Co zatem sprawiło, że na Placu Czerwonym pojawili się właśnie ci prezydenci? W głównej mierze, jak tłumaczą komentatorzy, strach przed Rosją. Oraz pieniądze - lub ich brak - i ochrona rynków tychże krajów. Rosja wciąż pozostaje dla nich największym partnerem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozkrok Tokajewa
Największe zdziwienie wzbudziła prawdopodobnie obecność prezydenta Kazachstanu, Kosyma-Żomarta Tokajewa. W ubiegłym roku, na niespełna dwa miesiące przed wybuchem wojny w Ukrainie, w Kazachstanie wybuchły potężne zamieszki. Na pomoc przybyli żołnierze Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, którzy je stłumili. Było ponad 220 ofiar śmiertelnych.
Geografii nie oszukasz
O odwiedzinach Tokajewa w Rosji opowiada o2.pl prof. Agnieszka Legucka. Ekspertka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych mówi, że polityka Tokajewa wynika ze skomplikowanego położenia jego kraju. Przypomina, że w 2022 r. co prawda umocnił on swoją pozycję podczas zamieszek w kraju, jednak stało się to dzięki wsparciu żołnierzy Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym.
I Kosym-Żomart Tokajew doskonale zdaje sobie sprawę, że gdyby Putinowi udało się wygrać wojnę w Ukrainie, to Kazachstan może podzielić jej los. Dlatego prezydent tego kraju próbuje balansować wpływy. Z jednej strony flirtuje z Zachodem, z drugiej z Chinami. Wie o tym, że w tym regionie nie zaangażują się mocniej ani Stany Zjednoczone, ani Unia Europejska - mówi Legucka.
Zaproszenie, którego się nie odrzuca
Podobnie mówi na ten temat dziennikarka "Niezawisimoj Gaziety". Ze względu na to, że mieszka na co dzień w Rosji prosi, by nie podawać jej nazwiska. W rozmowie z o2.pl mówi, że "takiego zaproszenia się nie odrzuca". Na pytanie "dlaczego?" odpowiada krótko - ponieważ każda z republik azjatyckich, Kazachstan, Tadżykistan, Kirgistan, Turkmenistan czy Uzbekistan, jest "w różnym stopniu, ale uzależniona od Rosji". Plus, oczywiście, Białoruś.
Białoruś to bliski sojusznik Rosji. Wspomaga ją w wojnie w Ukrainie. Armenia uwikłana jest w konflikt z Azerbejdżanem o Górski Karabach i są tam obecne rosyjskie siły rozjemcze. Nawet jeśli nie wypełniają swoich zdań, lub wypełniają je słabo - są. A przecież Azerbejdżan też blisko współpracuje z Rosją, która potrzebuje stabilnego i bogatego partnera na Kaukazie - wylicza dziennikarka.
Podobnie jak prof. Legucka mówi, że część kazachskich władz obawia się powtórzenia "wariantu ukraińskiego" w ich kraju. Chodzi konkretnie o północ kraju, zamieszkaną przez dużą mniejszość rosyjską, którą - w razie potrzeby - Władimir Putin mógłby łatwo zapragnąć "wziąć pod opiekę", podobnie jak wydarzyło się dziewięć lat temu w Donbasie.
Dla władz Uzbekistanu, biednego kraju położonego między Kazachstanem i Turkmenistanem, Rosja jest z kolei najważniejszym partnerem handlowym. Do tego, w kwietniu odbyło się tam referendum zmieniające konstytucję kraju. Prezydent Mirzijojew, choć do końca kadencji miał jeszcze ponad 3 lata oznajmił o potrzebie kolejnych wyborów.
To wzór żywcem zaczerpnięty z putinowskiej Rosji. Obaj politycy utrzymują zresztą relacje. Do tego Rosja udziela krajowi kredytów i prawdopodobnie wybuduje tam elektrownię. Z kolei rezydent Tadżykistanu, Emomali Rahmon, jak mówi dziennikarka, nazywa Putina "młodszym bratem". Dzielą ich zresztą dwa dni różnicy, obaj urodzili w październiku 1952 r. Skądinąd znajduje się tam duża rosyjska baza wojska.
Wszystkie te kraj są ważne dla Rosji. Bo Rosja zmieniła kurs z europejskiego na azjatycki. To ich wyjście na świat tylko z drugiej strony - dodaje rozmówczyni o2.pl
Praca, płaca i mentalność kolonialna
Galija Ibragimowa, niezależna rosyjska politolożka i badaczka przestrzeni postsowieckiej przypomina zaś o jeszcze innej, ważnej kwestii. Dla krajów Azji Centralnej i Kaukazu, Rosja to źródło pracy. A co za tym idzie - pieniędzy. Nie tylko zresztą tego. Takie wyroby spożywcze, jak mąka i cukier także trafiają tam z Rosji.
Przez rok wojny w Ukrainie, Europa nie otworzyła się na pracowników z Tadżykistanu czy Uzbekistanu. Te kraj są, mówiąc krótko, zbyt odległe od Europy. Dam przykład: chciałam wziąć udział w konferencji krajów Międzymorza w Warszawie. Ale w polskiej ambasadzie odmówiono mi wizy - mówi Ibragimowa.
Dla Europy, jak dodaje, Azja Centralna to "coś innego, niezrozumiałego, gdzieś daleko". Z tego powodu kraje te podchodzą sceptycznie do sprawy wojny z Ukrainą i tym chętniej oglądają się na Rosję. Gorzko mówi też, że do krajów Europy - w tym Polski - wciąż nie dociera, że kraje Azji Centralnej są takimi samymi podmiotami stosunków międzynarodowych, jak Rosja i Ukraina.
Do ludzi z tych krajów nie można odnosić się jak do obywateli krajów trzeciego świata. Dopóki Unia Europejska nie zrozumie, że kraje postsowieckie to nie żadne "kolonie", nie zmieni swojego odnoszenia do nich, dopóty te państwa będą spoglądać na Rosję z sympatią - dodaje Ibragimowa.
Azja - zapalnik Rosji?
A przecież także sama Rosja musi z pewną obawą przyglądać się azjatyckim republikom. Kraje te mogą są istotne ze względu na dużą liczbę wyznawców islamu. To dla Rosji coś, nad czym należy sprawować mniej lub bardziej dyskretną kontrolę. Łatwo bowiem o radykalizację biednych i pogardzanych imigrantów zarobkowych, którzy chętnie mogą zwrócić swój wzrok ku radykalnemu islamowi.
A dla zmęczonej wojną w Ukrainie Rosji, fala ekstremizmu religijnego to coś, co mogłoby być zapalnikiem. Problemy na tym tle uwidoczniły się całkiem niedawno, przy okazji jesiennej fali mobilizacji, kiedy rekruci z jednej z republik zwrócili broń przeciwko wyśmiewającym ich Rosjanom.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2