Jak wygląda spotkanie duchownego z parafianami? Kolęda zaczyna się od wspólnej modlitwy z domownikami. Kulminacyjnym punktem odwiedzin kapłana jest odczytanie w rodzinie fragmentu Pisma św. o narodzeniu Jezusa oraz bogate w treści modlitwy o błogosławieństwo dla mieszkańców. Następnie kapłan święci dom i błogosławi całą rodzinę na kolejny rok.
Czytaj także: Taką kartkę zobaczył przy szpitalu. "To jest skandal
Potem wszyscy siadają przy stole i rozmawiają, m.in o bieżących wydarzeniach w parafii. Czasami zdarzają się historie, które bywają bardzo zaskakujące, nawet dla doświadczonych kapłanów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kilku księży opowiedziało dla "Dziennika Zachodniego" najciekawsze zdarzenia z tradycyjnej kolędy. Jeden z nich przechodząc z klatki do klatki przypadkowo wlazł w psią kupę. Nie widział jej, bo było ciemno na ulicy, ale wkrótce ją poczuł.
Stoimy w mieszkaniu, modlę się z rodziną i nagle kilkuletnia dziewczynka przerywa modlitwę: "Mamo, ale coś śmierdzi, nie wytrzymam" i nagle… wymiotuje. Rodzina wpadła w popłoch. Ojciec rzucił się do prania dywanu, mama natychmiast prosiła mnie o zdjęcie buta. Wzięła go do łazienki do czyszczenia. Nie wiedziałem, jak się zachować. Zdębiałem. Starszy syn zanosił się śmiechem - opowiada duchowny.
Małysz ważniejszy od księdza
Inny ksiądz musiał oddać plamę pierwszeństwa Adamowi Małyszowi. Mieszkańcy poprosili bowiem duchownego, aby ten zaczekał z kolędą, aby mogli obejrzeć skok Małysza podczas turnieju czterech skoczni.
Zgodziłem się, ale wpadłem na pomysł, że pójdę najpierw do sąsiadów, żeby nie tracić czasu. Okazało się… że tam też czekają bardziej na Małysza niż na księdza i poproszono mnie o to samo. Już zostałem w drugim mieszkaniu. Małysz skoczył, ale nie za dobrze. Gospodarz zaklął siarczyście w emocjach i w chwilę później się zawstydził - przyznał inny ksiądz w "Dzienniku Zachodnim".
Podczas wracania z kolędy kolejny ksiądz został zaczepiony przez grupkę młodych osób. Ci, gdy zorientowali się, że rozmawiają z kapłanem, poprosili, aby ten, dał im... na piwo. - Nie miałem wyboru, oddałem jedną kopertę. Ale nie wiem do dziś, ile tam było. Chwycili i prysnęli szybko - opowiada.