W poniedziałek 19 lutego odbywała się sesja Rady Miasta Zabrze. W pewnym momencie została ona przerwana w związku z dramatycznym zdarzeniem. Wśród radnych poruszenie wywołała informacja, że skarbnik Piotr Barczyk zasłabł krótko po tym, jak wyszedł na korytarz.
Rzecznik Urzędu Miasta Dawid Wowra wbiegł na salę i zaapelował o przerwę techniczną. - Szanowni Państwo, ogłaszam przerwę - powiedziała przewodnicząca Rady Miasta Zabrze Łucja Chrzęstek-Bar. - Nie, no spokojnie, obradujmy - powiedział prezydent Krzysztof Lewandowski z mównicy. - My ani nie pomożemy, ani nie przeszkodzimy, nie siejmy paniki - dodał i kontynuował odczytywanie sprawozdania.
Niestety, mimo interwencji służb Piotra Barczyka nie udało się uratować. Zmarł w wieku 61 lat. Funkcję skarbnika pełnił nieprzerwanie od 26 lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Fala krytyki wobec wiceprezydenta Zabrza
Media społecznościowe obiegło nagranie pokazujące fragmenty sesji. W komentarzach internauci krytykują postawę wiceprezydenta Lewandowskiego. "Możemy się tylko wstydzić takiego wiceprezydenta", "Znieczulica i obojętność do drugiego człowieka" - to tylko niektóre wpisy pod filmem.
Zapytaliśmy wiceprezydenta Krzysztofa Lewandowskiego o jego stanowisko w tej sprawie. - Uważałem, że skoro pomoc jest udzielana, trzeba zrobić wszystko, by jak najwięcej osób zatrzymać na sali i nie siać paniki. Poszkodowany podczas reanimacji potrzebuje tlenu, a ratownicy spokoju - przekazał nam Krzysztof Lewandowski.
Gapie nie pomagają. Na sali było jakieś 100 osób. Akcja ratownicza działa się na korytarzu. Najgorsze, co mogło się zdarzyć, to to, by te 100 osób wybiegło na korytarz. Wiele z nich wpadłoby w panikę i zachowywało się w niekontrolowany sposób - dodał.
Czytaj również: Rolnicy nie przepuścili karetki. Niepokojący wpis w sieci
Wiceprezydent Zabrza zaznacza, że w momencie zdarzenia stał tyłem do drzwi. Wiedział, że zasłabł człowiek, ale dostrzegł, że wybiegł do niego lekarz. Chodzi o jednego z radnych, Jerzego Pabisa, doświadczonego medyka. - Było więc jasne, że służby medyczne są poinformowane i udzielana jest pomoc - komentuje wiceprezydent Zabrza.
Kiedy stało się jasne, że sytuacja jest dramatyczna, sesja została przerwana. Poprosiłem wtedy wszystkich, żeby pozostali na sali i nie utrudniali akcji ratowniczej. Tak też się stało - oświadczył.
Prezydent odniósł się także do krytyki, która spadła na niego w mediach społecznościowych. - Smutne jest to, że śmierć ludzka jest wykorzystywana do celów politycznych i wyczytuję w internecie straszne rzeczy na mój temat. Co zrobić. Taki zrobił się nam polityczny świat - dodał zastępca Małgorzaty Mańki-Szulik.
Dopytaliśmy prezydenta Lewandowskiego, czy nie mógł po prostu przerwać odczytywania sprawozdania. - Wtedy wszyscy wyszliby z sali i zrobiłby się zamęt. Dzięki temu znaczna grupa pozostała na sali. Najważniejsze w akcjach ratunkowych to powstrzymanie paniki tłumu - odpowiedział.
Przewodnicząca broni Lewandowskiego
W obronie prezydenta stanęła przewodnicząca Łucja Chrzęstek-Bar. - W takich sytuacjach jest bardzo wiele emocji. Pan wiceprezydent stał przy mównicy, miał zdecydowanie dalej do drzwi niż ja. Być może nie usłyszał dokładnie, co stało się stało. Chciał najpewniej, aby ludzie nie stali i nie patrzyli na to, co dzieje się na korytarzu. Na pewno nie chciał nikomu w ten sposób zaszkodzić - mówi w rozmowie z o2.pl.
- Poza tym z pomocą wyszedł pan Jerzy Pabis, doświadczony lekarz. Każdy, kto wie, że udzielana jest profesjonalna pomoc, zachowuje się spokojniej - dodała przewodnicząca Rady Miasta. Zapytaliśmy, jak wyglądała kwestia przerwy w obradach, którą sama ogłosiła.
Ja ze swojej strony odruchowo rzuciłam hasło dotyczące przerwy. Potem jednak zostałam w sali zdecydowanie dłużej, niż można wnioskować z nagrań, jakie pojawiły się w sieci. Dopiero po jakimś czasie poszłam na korytarz - tłumaczy Łucja Chrzęstek-Bar.
Zachowanie radnych? "Obrzydliwe"
W komunikacie o śmierci skarbnika na stronie Urzędu Miejskiego w Zabrzu pojawiła się informacja, iż "nie wszyscy (...) postępowali odpowiedzialnie, gdyż swoim zachowaniem mogli utrudnić działanie ratownikom". Mowa o radnych, którzy wyszli na korytarz.
Jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć, niektórzy z nich nie stosowali się do zaleceń. Gdy trwała akcja ratunkowa Piotra Barczyka, otwarte zostały okna, by dostarczyć mu jak najwięcej powietrza. Niektórzy radni, stojąc i patrząc, blokowali jego przepływ i to mimo wezwań, by się przesunąć.
Zobacz koniecznie: Zdjęcie z Biedronki. Klienci przecierają oczy ze zdumienia
- Stali i się gapili - mówi nam anonimowy informator. Inna osoba przekazała nam, że część radnych postanowiła szybko przekazywać lokalnym mediom informacje o tym, co stało się na sesji. Stali na korytarzu z telefonami.
- Nie wiadomo teraz, co się znajduje na tych nagraniach - mówi jedna z osób. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że pod urzędem pojawiła się nawet ekipa z kamerą. Nasi informatorzy nie chcą jednak wskazywać konkretnych radnych. Niektórzy podsumowują tylko ich zachowanie jednym słowem: "obrzydliwe".
Czy był defibrylator?
Komentujący film zwrócili także uwagę na fakt, że w wielu miejscach publicznych znajdują się defibrylatory AED. Umieszczone w urzędach, bankach czy na pocztach urządzenia mają pomagać w sytuacjach, gdy trzeba komuś udzielić pomocy.
Przepisy nie przewidują obowiązku posiadania defibrylatora AED. Miasto ma jednak takie urządzenie. Znajduje się ono w budynku przy ul. Wolności. Przychodzi tam najwięcej osób, jest tam sala obsługi klienta, gdzie wydawane są prawo jazdy, paszporty, dowody osobiste - tłumaczy w rozmowie z o2.pl rzecznik Urzędu Miasta Dawid Wowra.
Defibrlator znajduje się też na stanie Straży Miejskiej czy sąsiadującej z budynkiem Urzędu Miejskiego Straży Pożarnej. Urządzenie zostało użyte w trakcie akcji ratunkowej, ale nie było w stanie pomóc w tej sytuacji - dodaje Wowra. Przyczyna śmierci Piotra Barczyka nie jest jeszcze znana.