We wtorek, 23 stycznia, policja podała personalia wszystkich czterech osób, których ciała znaleziono w domu polsko-tajskiej rodziny koło Norwich we wschodniej Anglii.
Zabici to 45-letni Bartłomiej K., jego dwie córki - 12-letnia Jasmin K. i 9-letnia Natasha K. oraz 36-letnia Kanticha S., siostra jego pochodzącej z Tajlandii żony.
Początkowo brytyjskie media przypuszczały, że 36-letnią kobietą jest siostra Bartłomieja K., gdyż ta w ostatnich tygodniach często pomagała mu w zajmowaniu się domem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Policja już w miniony weekend informowała, że na wszystkich ciałach były obrażenia, a w niedzielę wieczorem sprecyzowała, iż mężczyzna zmarł wskutek pojedynczej rany kłutej szyi, zaś kobieta - wskutek więcej niż jednej rany kłutej szyi. Sekcje zwłok dziewczynek przeprowadzone zostaną w środę.
Tajemnicza śmierć polskiej rodziny
Przypomnijmy, że do tragedii doszło w miniony piątek, 19 stycznia, rano we wsi Costessey w hrabstwie Norfolk w Anglii. O godzinie 7.15 funkcjonariusze wkroczyli do jednego z domów, zaledwie 15 minut po tym, jak otrzymali niepokojący telefon od jednego z mieszkańców.
Później jednak okazało się - do czego zresztą policja się przyznała - że pierwszy telefon otrzymała już o godz. 6 rano, ale został on zignorowany i funkcjonariusze nie zostali wysłani na miejsce zdarzenia. Osobą dzwoniącą na policję był sam Bartłomiej K.
We wtorek IOPC, niezależny organ nadzorujący działanie policji, poinformował, że podczas tej rozmowy Bartłomiej K. mówił, iż jest zagubiony i zaniepokojony własnym stanem psychicznym. O pojawiających się w ostatnim czasie problemach psychicznych mężczyzny informowały w miniony weekend, powołując się na sąsiadów, brytyjskie media.
Śmierć Polaków na Wyspach. "To jest absolutny szok"
Ponieważ policja już w weekend oświadczyła, że nikogo nie poszukuje w związku z tą sprawą, podane dotychczas szczegóły sugerują, iż to Bartłomiej K. mógł zabić wszystkie osoby, a następnie siebie.
Sąsiedzi rodziny są w szoku. Wspominają, że rodzina była częścią społeczności i wszyscy ich znali. Dzieci często bawiły się przed domem i zawsze były pogodne. Nikt nie zauważył, żeby 45-latek lub jego córki mieli jakiekolwiek problemy.
To jest absolutny szok. To naprawdę mała społeczność. A my wszyscy, nawet jeśli nie znaleźliśmy się bezpośrednio to znaliśmy przez spacery z psami lub dzięki dzieciakom - powiedziała dla "Independent" jedna z sąsiadek.
Czytaj również: Makabryczne zabójstwo. Ciało mężczyzny znaleziono nad rzeką. Przed śmiercią zdążył jeszcze zadzwonić
Źródło: o2.pl, PAP
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.