Władimir Putin 21 września ogłosił w Rosji "częściową" mobilizację, która objąć miała w sumie 300 tysięcy mężczyzn. Jak informuje Bloomberg, w związku z ogłoszeniem, w tym samym czasie z Rosji uciekło więcej Rosjan, niż trafiło do jednostek.
Ci, którzy zostali w kraju i zostali wcieleni do wojska, mocno narzekają na warunki bytowe przed wysłaniem na front. Nowo powołani żołnierze są rutynowo wysyłani do Ukrainy bez odpowiedniego przeszkolenia, niezbędnego sprzętu, a nawet ciepłej odzieży. To nie wszystko, pojawiają się doniesienia o zgonach wśród nowych poborowych, jeszcze zanim ci opuszczą swój kraj ojczysty.
Ostatni przypadek dotyczy anonimowego żołnierza urodzonego w 1989 roku. Według deputowanego rosyjskiej Dumy Państwowej Maksyma Iwanowa, mężczyzna tuż przed śmiercią uskarżał się na problemy zdrowotne.
Jego serce się zatrzymało. Lekarze wskrzeszali go cztery razy, ale niestety nie byli w stanie go uratować - powiedział Iwanow.
Czytaj także: Ukradł Ukraińcowi kamerkę. Jednego nie przewidział
Iwanow dodał, że władze wojskowe prowadzą śledztwo w tej sprawie. Nie był to jedyny przypadek śmierci zmobilizowanego żołnierza ogłoszony we wtorek. Rosyjski serwis informacyjny 74.RU doniósł, że drugim zmarłym był 27-letni poborowy Maxim Rodionow. W środę Maksym Iwanow poinformował, że według śledczych przyczyną śmierci młodego żołnierza było przedawkowanie narkotyków.
Nowi poborowi w Ukrainie. Bunt żołnierzy
Rosyjscy żołnierze, którzy przybywają na Ukrainę w ramach mobilizacji i uzupełniają tam jednostki wroga, są zdemotywowani i zupełnie nie nadają się do walki; już po kilku dniach ich obecności na froncie dochodzi do pijaństwa, bójek, kłótni z przełożonymi i lekceważenia dyscypliny.
Rosyjscy żołnierze, którzy jadą na wojnę są także fatalnie wyposażeni - nie mają zimowych ubrań i podstawowych narzędzi. Żołnierz w przechwyconej rozmowie skarży się, że dowództwo nie traktuje ich poważnie i muszą kupować sobie ciepłe rzeczy z własnych pieniędzy.