Dwaj policjanci używający siły zostali skazani na karę 5 lat pozbawienia wolności. Policjantka usłyszała karę 1,5 roku więzienia, a kolejny policjant 2,5 roku pozbawienia wolności. Sanitariusz usłyszał karę 4 lat, drugi - 2 lata więzienia. Lekarka z izby wytrzeźwień usłyszała karę 3 lat więzienia i 5 lat zakazu wykonywania zawodu.
Do tragedii doszło 30 lipca 2021. Dmytro wracał do domu z pracy, gdzie organizowany był grill. Pił alkohol, kierowca autobusu, którym jechał wezwał pogotowie, a ratownicy policję. Funkcjonariusze przewieźli mężczyznę na izbę wytrzeźwień.
Tam zaczęła się szarpanina i brutalne obezwładnianie Ukraińca. Policjanci i opiekunowie dociskali go na siłę do materaca, siadali na nim, bili, a nawet dusili. Śledczy naliczyli nawet 55 uderzeń. Nagranie trafiło do sieci i wzbudziło ogromne emocje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rodzina ofiary nie zgadza się z wyrokiem sądu
Mojego syna brutalnie i sadystycznie pozbawili życia. Prokurator zawnioskował karę od siedmiu miesięcy w zawieszeniu do sześciu lat pozbawienia wolności. Mnie ta kara nie zadowala. Ja nie rozumiem, dlaczego nie można postawić zarzutu zabójstwa. Dla oskarżonych byłaby wtedy możliwa wyższa kara, bodajże nie krótsza niż dziesięć lat, nawet do dożywotniego pozbawienia wolności - mówi Serhij Nikiforenko, ojciec zmarłego Ukraińca w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Prokurator wnioskował też o 200 tys. zł nawiązki dla rodziny. Rodzina nie jest z tego zadowolona, ponieważ uważa, że żadne pieniądze nie zrekompensują straty.
Czytaj więcej: Górale z niepokojem patrzą w kalendarz. Zacisną pasa?
Z całą pewnością twierdzę, że było to zabójstwo. Film krążący w internecie wszystko wyjaśnia. Oprawcy, zadając cios za ciosem, musieli liczyć się ze śmiercią mojego syna. Dima nigdy nie był agresywny. Skoro twierdzą, że był nadpobudliwy, to dlaczego nie podali mu leków uspokajających? Dlaczego nie zapięli go w pasy od samego początku? Po co go bili do utraty przytomności? Za co? On leżał i nie ruszał się, a ci oprawcy dusili go, dociskając kolanem - kontynuuje Nikiforenko.
Mężczyzna przekonuje, że jego życie straciło sens. Po wybuchu wojny na front zgłosił się drugi syn - Roma. Zginął na wojnie. Nikiforenko dodaje, że jego żona jest w bardzo złym stanie.
Nie wierzy, że ktoś odpowie za śmierć naszego dziecka. Pamięta, jak przywieźli trumnę z Dimą i ona do niej zajrzała. Zaczęła tak głośno krzyczeć, że ten płacz, lament słyszeli sąsiedzi. A teraz mam wrażenie, że los potwornie nas skrzywdził , pozbawił możliwości bycia rodzicami. Żona nie może się z tym pogodzić - mówi "GW".
Czytaj więcej: Horror 14-latki z Poznania. Rówieśnicy zgotowali jej piekło
Nikiforenko wraca też do pierwszych dni po śmierci Dimy. To właśnie brat Roma oraz kuzynka ofiary byli na identyfikacji zwłok. Rodzina miała usłyszeć, że 26-latek zmarł przez zatrzymanie bicia serca. Brat zmarłego od razu zauważył ślady przemocy na ciele. Nie uwierzył w słowa policji. Po powrocie do Ukrainy spalił paszport.
Myślę, że dla tych ludzie, którzy zamęczyli Dimę ludzkie życie jest nic niewarte. Nie mogę uwierzyć, że sąd zastanawia się, czy doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci. Na filmie wyraźnie widać, jak znęcali się nad moim synem, to była okrutna długa egzekucja - mówi "Gazecie Wyborczej" Nikiforenko.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.