"Gazeta Wyborcza" dotarła do nagrania z monitoringu zainstalowanego we Wrocławskim Ośrodku Pomocy Osobom Nietrzeźwym (WrOPON). Zarejestrowano ostatnią godzinę życia 25-letniego Dmytry Nikiforenki. Wspomniane źródło pisze, że wstępna opinia biegłych mówi o tym, że najbardziej prawdopodobna przyczyna śmierci to "gwałtowne uduszenie".
Co dokładnie się stało z młodym Ukraińcem? Zaczęło się od tego, że po imprezie wracał autobusem i podejrzanie się zachowywał. Miał mówić do siebie i uderzać głową o szybę. Wezwani na miejsce medycy nie stwierdzili żadnych zaburzeń, a jedynie zawiadomili policję, że jest pijany.
Mundurowi stwierdzili, że w już w autobusie zachowywał się agresywnie. W związku z tym użyto gazu, kajdaneki chwytów.
Pod WrOPON przyjechali o 22:19. Mężczyznę wyprowadzili z samochodu dopiero osiem minut później.
W poczekalni płacze, zwija się i coś krzyczy (monitoring nie rejestruje dźwięku). Twarz ma całą czerwoną. Jedno z ujęć pokazuje na niej charakterystyczną oleistą plamę po spryskaniu gazem. Na tyle świeżą, że musiał on zostać użyty bezpośrednio przed wprowadzeniem do izby - pisze "GW".
Policjanci, jak wskazują nagrania, pieczołowicie pilnowali 25-latka. O 22:38 mężczyźnie zdjęto kajdanki. Później doszło do wstrząsających scen.
Gdy Dmytro rozciąga ręce na boki i próbuje wstać, rzuca się na niego dwóch policjantów i dwóch pracowników izby. Powalają go na ziemię. Siedzą na nim w czwórkę, próbując ponownie spiąć kajdankami. Jeden z funkcjonariuszy przydusza głowę kolanem do podłogi - opisuje wspomniane źródło. Nieco później na Dmytrze siedziało już sześciu policjantów.
Śmierć w izbie wytrzeźwień. Szokujące okoliczności
"GW" podaje, że o 22:40 Dmytro został wprowadzony do izolatki. Przekazano, że mężczyzna napinał się i szarpał, próbując się wyswobodzić. W pewnym momencie usiadło na nim aż dziewięć osób. Najbardziej agresywni uderzali go pięściami, zatrzymany mężczyzna zaczął być też przyduszany.
Były uderzenia policyjną pałką, kopnięcia kolanami i nie tylko. Oczywiście wszystko się nagrywało. O 22:52 Dmyto w ogóle nie wierzga, ale policjanci nie odpuszczają. Dwie minuty później zaczyna panować zupełnie inna atmosfera.
Niektórzy nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji, a inni próbują reagować. Po kilku minutach zaczyna się resuscytacja, w ruch idzie defibrylator, ale to nie pomaga. Krótko przed północą lekarz stwierdza zgon.
Przez dwie godziny ciało Dmytry leży na wykaflowanej podłodze w samych tylko slipkach. Prokurator dociera do WrOPON dopiero przed godz. 2. Dlaczego o śmierci Ukraińca podczas interwencji policji zostaje powiadomiony dopiero o godz. 1.10, a więc ponad godzinę po stwierdzonym zgodnie? Na to pytanie nie udało mi się uzyskać odpowiedzi - informuje "Gazeta Wyborcza".