Do zdarzenia doszło 2 marca w Hajnówce (woj. podlaskie). 72-letni zatrzymany zmarł na tzw. dołki. Od tego czasu minął tydzień, a sprawę nagłośniła "Gazeta Wyborcza" po otrzymaniu wiadomości od czytelnika.
Mężczyzna został zatrzymany przez policjantów na wniosek hajnowskiego prokuratora. Miał zostać doprowadzony na badania. Jednak ze względu na to, że znajdował się w stanie upojenia alkoholowego prokurator zadecydował, że musi wytrzeźwieć i został osadzony w pomieszczeniu dla osób zatrzymanych hajnowskiej komendy. Zmarł następnego dnia po osadzeniu - przekazał rzecznik podlaskiej policji Tomasz Krupa.
O tym, że coś jest na rzeczy zorientowała się policjantka pełniąca tego dnia dyżur. Zauważyła na monitoringu, że coś dzieje się z zatrzymanym. Funkcjonariusze czekając na przyjazd karetki udzielili 72-latkowi pierwszej pomocy. Lekarz, który przybył na miejsce stwierdził zgon. Mężczyzna był w kiepskim stanie zdrowotnym przed osadzeniem.
Mężczyzna został zatrzymany przez policjantów na wniosek hajnowskiego prokuratora. Miał zostać doprowadzony na badania. Jednak ze względu na to, że znajdował się w stanie upojenia alkoholowego prokurator zadecydował, że musi wytrzeźwieć i został osadzony w pomieszczeniu dla osób zatrzymanych hajnowskiej komendy. Zmarł następnego dnia po osadzeniu tłumaczy rzecznik podlaskiej policji dla "Gazety Wyborczej".
Mężczyznę zatrzymano w związku z podejrzeniem znęcania się nad rodziną. Policjanci mieli ustalić, że miał problem z nadużywaniem alkoholu. Podczas zatrzymania był w stanie upojenia alkoholowego. "Gazeta Wyborcza" zapytała, dlaczego policja nie poinformowała o incydencie, do jakiego doszło w izbie zatrzymań w Hajnówce.
Czytaj także: Karuzela zmian w rosyjskiej FSB. To decyzja Putina
Nie rozumiem, dlaczego mielibyśmy o tym informować. Nie ma przepisu, który nas obliguje do informowania w takich sprawach, nie podajemy informacji do publicznej wiadomości o tym, co zachodzi na terenie jednostek policji. Ta konkretna sytuacja była oceniana przez wewnętrzny wydział kontroli, bo natychmiast ich na miejsce skierował komendant wojewódzki. Oddzielnie jest oceniana przez prokuraturę - odpowiedział rzecznik.