Przypomnijmy, że do tragicznych w skutkach zdarzeń doszło dzisiaj (13.05) w godzinach popołudniowych. Boeing 777-300ER lecący z Londynu do Singapuru natrafił na bardzo silne turbulencje.
Niestety, nie obyło się bez ofiar. Jedna osoba zmarła, a kilka zostało rannych. Samolot musiał wylądować awaryjnie na lotnisku w Bangkoku. Na pokładzie było łącznie 211 pasażerów i 18 członków załogi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Świadkowie mówią o przerażających scenach.
Jednym z pasażerów samolotu był Andrew Davies, który relacjonuje przebieg zdarzeń w serwisie X (dawniej Twitter). Z jego słów wynika, że wszystko działo się bardzo szybko.
Natychmiast użyto defibrylatora. Na pokładzie byli pasażerowie z przeszkoleniem medycznym, którzy udzielili pierwszej pomocy. Podjęto błyskawiczną reanimację. Niestety, nie udało się mu pomóc - opisuje akcję ratowniczą Davies.
Czytaj także: Kraków. Wyszła topless na defiladę. Jest reakcja policji
Mężczyzna zaznacza, że wśród rannych są zarówno pasażerowie, jak i stewardzi feralnego lotu. Turbulencje miały być tak silne, że "po całym pokładzie porozrzucane były ubrania i rzeczy osobiste pasażerów, a kawa czy woda rozpryskały się po suficie".
To surrealistyczne. Mnóstwo rannych, krew na głowie. Jedną z kobiet strasznie bolały plecy. Krzyczała. Nie byłem w stanie jej pomóc - mówi pasażer lotu do Singapuru.
Pasażerowie nie do końca zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Andrew Davies opisuje, że "nagle zapaliła się czerwona lampka, kazano usiąść na miejscach i zapiąć pasy".
Samolot zaczął po prostu spadać. To było przerażające. Stewardzi zachowali stoicki spokój i starali się nam pomóc. Niestety, nie wszystko poszło po ich myśli - relacjonuje mężczyzna.
Co dzieje się z pasażerami lotu do Singapuru, którzy nie odnieśli obrażeń? Na ten moment przebywają na lotnisku w Bangkoku. Dodajmy, że maszyna wylądowała tam bez żadnych przeszkód.