Po raz pierwszy od 2016 r. w Gwinei wykryto nowe przypadki zakażenia wirusem ebola. Władze obawiają się, że może to oznaczać nawrót epidemii.
Jesteśmy naprawdę zaniepokojeni [...] Poczyniliśmy wszystkie przygotowania, gotowy jest zespół ostrzegawczy, który będzie identyfikował kontakty zakażonych ludzi - powiedział minister zdrowia Remy Lamah.
Czytaj także: COVID-19 to nie koniec. Choroba X może zabić miliony
Już 4 ofiary eboli w Gwinei
Od początku roku na ebolę zmarły 4 osoby. Wszystkie pochodziły z regionu Nzerekore w południowo-wschodniej Gwinei.
Pod koniec stycznia zachorowała pielęgniarka z Goueke, która została pochowana 1 lutego. Wśród uczestników pogrzebu osiem osób miało objawy eboli: biegunkę, wymioty i krwawienie. Trzy z nich zmarły, a cztery inne są w szpitalu - powiedział lokalnym mediom Sakoba Keita, szef Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Zdrowia.
Czytaj także: Grypa "wytępiona". Tak nie było od ponad stu lat
Keita przyznał także, że jeden zakażony pacjent "uciekł", ale został odnaleziony i jest hospitalizowany w stolicy kraju Konakry.
W czwartek Światowa Organizacja Zdrowia potwierdziła nawrót epidemii Eboli w Demokratycznej Republice Konga. Zaledwie 3 miesiące wcześniej władze ogłosiły koniec 11. epidemii.
Gorączka krwotoczna ebola to ciężka choroba zakaźna wywoływana przez wirus ebola. Jej śmiertelność sięga nawet 90 proc. Do tej pory nie ma na nią skutecznej szczepionki.
Zobacz także: Koronawirus w Polsce. Nie ma odwrotu epidemii. "Stąpamy na granicy"