W nocy z 19 na 20 marca doszło do tragicznego zdarzenia w Łodzi. Około godziny 1:00 służby otrzymały zgłoszenie o pożarze w okolicach przystanku przy ul. Pomorskiej. Pogotowie pojawiło się na miejscu trzy minuty od zgłoszenia.
Jak ustaliła policja, to 33-letni Sylwester M. miał podpalić przypadkowego mężczyznę, który spał na przystanku tramwajowym Pomorska-Konstytucyjna. Niestety, ofiara nie przeżyła. Tożsamość ofiary ujawniły dopiero badania DNA. Był nim 36-letni mężczyzna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spłonął na przystanku w Łodzi. Ktoś chciał tragedię?
W piątek 26 kwietnia łódzka prokuratura została poinformowana o pojawieniu się zbiórki na pogrzeb 36-letniego mężczyzny. W ogłoszeniu napisano, że ciało mężczyzny rozpoznał kuzyn. W rzeczywistości to jednak matka zidentyfikowała zwłoki. Drugim sygnałem była docelowa kwota zbiórki. Autor chciał zebrać 8 tys. zł.
Te informacje wskazywały na podejrzenie popełnienia przestępstwa oszustwa i jego usiłowania. Dlatego też zostały one przekazane Prokuraturze Rejonowej Łódź-Śródmieście oraz policji - przekazał "Faktowi" prokurator Krzysztof Kopania.
Z ustaleń śledczych wynika, że brat zmarłego zaraz po tragedii trafił do więzienia. Z kolei matka mężczyzny, będąca osobą bezdomną, prawdopodobnie nie ma telefonu komórkowego. Jak donosi "Fakt", matka zmarłego odebrała dokumenty umożliwiające pochówek, ale prawdopodobnie pogrzeb jeszcze się nie odbył.
Prokuratura w odrębnym postępowaniu będzie prowadzić działania mające na celu zbadanie tej sprawy. Za oszustwo, jak i jego usiłowanie grozi kara do 8 lat więzienia.
Trafił do aresztu. Grozi mu dożywocie
Tego samego dnia, Sylwester M. został zatrzymany w okolicach ul. Wyszyńskiego w Łodzi. W momencie zatrzymania miał w organizmie 1,7 promila alkoholu. Został oskarżony o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem.
Pomimo istniejących dowodów przeciwko niemu, Sylwester M. uparcie twierdzi, że nie jest sprawcą podpalenia. Jedyne do czego się przyznał, to że był na miejscu zdarzenia.
Jak to możliwe, że widząc płonącego mężczyznę, nie podjął żadnej próby udzielenia mu pomocy? Podejrzany sam nie był w stanie wytłumaczyć tego śledczym - przekazał "Fakt".
Aktualnie 33-latek przebywa w areszcie tymczasowym. Za stawiane mu zarzuty grozi mu kara pozbawienia wolności nie mniejsza niż 15 lat, a nawet dożywotnie więzienie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.