Pod koniec maja Ministerstwo Obrony Rosji podało, że ukraińscy obrońcy opuścili teren zakładów Azowstal w Mariupolu, a Rosjanie przejęli całkowitą kontrolę nad miastem we wschodniej części Ukrainy. Obecnie ludzie Putina zapewniają, że udzielają pozostałym w mieście Ukraińcom pomocy humanitarnej i twierdzą, że sytuacja mieszkańców znacząco się poprawiła. Prawda jednak jest zupełnie inna.
Takie są warunki w Mariupolu
Maria Kutniakowa, która przeżyła bombardowanie Teatru Dramatycznego w Mariupolu, pokazała na to dowody. Kobiecie udało się uciec z rodzinnego miasta, a niedawno pomogła swojemu 71-letniemu wujkowi. Mężczyzna opuścił Mariupol 10 czerwca. Niestety pobyt na okupowanym przez Rosjan terenie odcisnął na nim głębokie piętno, zarówno psychiczne, jak i fizyczne.
Młoda Ukrainka, by zobrazować warunki panujące w aktualnie w Mariupolu, udostępniła w poście na Facebooku zdjęcie ręki krewnego. Kończyna jest skrajnie wychudzona. Na drugim planie fotografii widać także przerażająco chudą nogę 71-latka.
Za każdym razem, gdy widzicie wiadomości o "poprawie" w Mariupolu, to spójrzcie na zdjęcie ręki mojego wujka - Kutniakowa napisała we wpisie na portalu społecznościowym.
Dostał tylko zepsuty gulasz
Kobieta wyjaśniła, że jej wujek otrzymał pomoc humanitarną od Rosjan tylko raz - dostał gulasz, olej, cukier i owsiankę. Gulasz był zepsuty. Mężczyzna nie mógł kupić rosyjskiej karty SIM do telefonu, był więc pozbawiony kontaktu ze światem. Jego rodzina długo nie wiedziała nawet, że ich krewny w ogóle żyje.
71-latek przeżył jedynie dzięki pomocy swoich sąsiadów, którym jednak wkrótce także zaczęło brakować jedzenia. Gdy bliscy mężczyzny dowiedzieli się, że ten żyje, natychmiast wysłali mu pożywienie i pieniądze. Niestety to wszystko wciąż było za mało, by w Mariupolu żyć w godnych warunkach.
Policzyłam, że na zwykły trzydaniowy posiłek w Mariupolu jedna osoba miesięcznie potrzebuje około 6000 hrywien (ok. 900 zł) przy tych cenach - poinformowała Kutniakowa.
Kolejnym problemem 71-latka był jego stan zdrowotny. Jak wyjaśniła autorka posta, jej wujek choruje na astmę, a ceny w mariupolskich aptekach mają być aktualnie cztery razy wyższe niż w Ukrainie. - Dzięki Bogu było trochę zapasów. Znam wielu, którzy nie dożyli otwarcia aptek w Mariupolu - dodała Kutniakowa.
Na szczęście jej wujkowi się udało. Teraz mężczyzna jest już bezpieczny poza granicami atakowanego przez wojska Putina kraju. Niestety nie wszystkim udało się uciec. W przejętym przez Rosjan mieście wciąż jest mnóstwo osób, które potrzebują pilnej pomocy.
W mieście jest mnóstwo starszych osób, które nie potrafią sobie niczego zapewnić. Widzę mnóstwo postów znajomych, na których widać ludzi w czystych ubraniach, ze zrobionymi paznokciami, zadowolonych i uśmiechniętych. Ale w większość z nich to "obcy" ludzie, kolaboranci, którzy, mają dostęp do kradzieży pomocy humanitarnej, mają krewnych wsiach pod Mariupolem, mają transport - krótko mówiąc dobrze się zadomowili. Ale większość populacji jest na krawędzi przetrwania - ponuro podsumowała Ukrainka.
Ukraińskim mieszkańcom Mariupola grozi nie tylko głodowanie. Obecnie głównym problem są warunki sanitarne i zagrożenie wybuchem epidemii na dużą skalę. Jak poinformował doradca mera miasta Peter Andruszczenko, w mieście każdego dnia raportuje się od 10 do 15 osób z objawami cholery. W aptekach nie ma antybiotyków ani odpowiednich testów na tę chorobę. Brakuje także insuliny.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.