Relacje Zełenskiego i Załużnego od dawna były złe. Załużny, który kilkukrotnie wypowiadał się w zachodnich mediach, wprost mówił, że kontrofensywa ukraińska nie idzie dobrze, był coraz bardziej marginalizowany przez prezydenta.
Szczegóły opisał dziennik "Ukraińska Prawda". Zarno niechęci między Załużnym a Zełenskim pojawiło się jeszcze w ubiegłym roku, kiedy rosyjskie wojska dopiero wycofywały się spod Kijowa. Wtedy poparcie społeczeństwa wobec Zełenskiego sięgało 93 proc. Ale jeszcze większe (98 proc.) było wobec wojska.
Wtedy też miały zacząć się pierwsze tarcia. Celować w nich miał przede wszystkim szef prezydenckiego gabinetu, Andrij Jermak, który - zdaniem "Ukraińskiej Prawdy" - miał wielokrotnie krytykować Załużnego. Przede wszystkim za jego częste kontakty z mediami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Długa historia konfliktu
Rosły notowania Załużnego, który był postrzegany jako najważniejszy obrońca Ukrainy. Rzadko udzielający wywiadów, a jeśli już to mediom zagranicznym, oficer zaczął niepostrzeżenie wchodzić w buty polityka. Z kolei prezydent Zełenski wniósł do armii elementy polityki. Będąc formalnie naczelnym wodzem, zaczął wykorzystywać to do ręcznego sterowania armią, co musiało postawić go w konflikcie z Załużnym.
Do tego stopnia, że według informacji dziennika prezydent zaczął szukać własnych ścieżek kontaktów z wojskiem. I znalazł je - w osobach np. dowódcy Wojsk Lądowych Ołeksandra Syrskiego czy dowódcy Sił Powietrznych Mykoły Oleszczuka. W armii miał się pojawić podział na "dobrych" - wiernych Syrskiemu (i prezydentowi), oraz "złych", czyli lojalnych wobec Załużnego.
Zaczęły się więc wojenki podjazdowe, dymisje żołnierzy lojalnych wobec Załużnego, próby marginalizowania i odsuwania żołnierzy. Sytuacja zaczęła psuć się jeszcze bardziej po tym, jak głośno zapowiadana kontrofensywa Ukrainy zaczęła utykać. Do tego dochodziły rosnące problemy z mobilizacją, utrata długo i krwawo bronionego Bachmutu czy rozdmuchiwane przez polityków do granic absurdu nadzieje wobec działań zbrojnych na południu kraju.
Wreszcie, na sytuacji zaważyły nadchodzące wybory prezydenckie na Ukrainie. Sondaże pokazywały, że gdyby Załużny zdecydował się wejść do politycznej gry, to nie tylko byłby poważnym kontrkandydatem Zełenskiego, ale wręcz mógłby wygrać z nim w drugiej turze. W kręgach politycznych wokół prezydenta pojawił się nawet pomysł dymisji Załużnego, jednak nie ma w tym zgodności w samym ośrodku prezydenckim.
Kandydatów do zastąpienia Załużnego nie ma zbyt wielu. Mógłby nim być np. Ołeksandr Syrski, ale nie jest on tak lubiany przez wojskowych jak Załużny. Liczne przekazy medialne wskazywały jego - i szefa wywiadu wojskowego HUR Kyryła Budanowa - jako głównego autora planu nieudanej kontrofensywy.
Trwa pat. Ukraina ma coraz większe problemy na froncie, coraz bardziej zmęczone jest społeczeństwo i wspólnota międzynarodowa. W końcu trzeba będzie z Rosją usiąść do jakiejś formy rokowań pokojowych. Ale południe kraju wciąż jest okupowane przez Rosjan. Kontrofensywa, która miała doprowadzić do rozczłonkowania tego "korytarza", spełzła na niczym.
"Jest presja"
Jakub Ber z Ośrodka Studiów Wschodnich mówi, że to bardziej tarcia, niż otwarty spór. Jak przekonuje, Załużny bardzo oszczędnie wypowiada się w mediach i nie chce wchodzić w przepychanki czy utarczki. Nie działa to równo w obie strony.
Ewidentnie jest presja, nawet próby upokorzenia Załużnego przez Zełenskiego i jego otoczenie: przez nominacje personalne lub dymisje - tak było m.in. z odwołaniem dowódcy Sił Specjalnych Operacji, gen. Wiktora Chorenki miesiąc temu, o czym Załużny i sam Chorenko dowiedzieli się z mediów, nie od prezydenta. To był realny policzek. Podobnie jak skargi Zełenskiego w "The Sun", jakoby Załużny mieszał się do polityki. Jest omijanie generała, publiczne podkopywanie jego autorytetu - mówi o2.pl analityk.
Trudno, jak mówi, przewidzieć, jaki finał znajdzie ta sytuacja. Ocenia zarazem, że spór z pewnością odbija się negatywnie na planowaniu strategicznym, na morale armii i społeczeństwa.
Załużny jest bardzo popularny w społeczeństwie - właśnie dlatego, że milczy, jest oficjalnie ponad tym, a zarazem w pewien sposób uosabia, personifikuje walczące siły zbrojne. Z kolei wypowiedzi i zapowiedzi Zełenskiego uległy inflacji, on bardzo wiele ostatnio stracił swoją strategią komunikacyjną - podsumowuje analityk OSW.
Zwiastun klęski
Zdaniem byłego dowódcy Wojsk Lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka upublicznienie sporu to bardzo zły znak. Skrzypczak, który w przeszłości sam potrafił postawić się czynnikom politycznym, uderza w alarmistyczne tony. Mówi, że to może oznaczać nadchodzącą porażkę Ukrainy w trwającej od dwóch lat wojnie.
To jest zwiastun klęski Ukrainy. Jeśli w trakcie wojny ujawnia się takie rzeczy, przekazuje je do wiadomości publicznej, to jest to wizerunkowa katastrofa, powód do radości w Moskwie i tragedia dla ukraińskiego narodu. Nawet przegrana bitwa na Zaporożu nie jest tak bolesna dla kraju, jak ujawnienie tego sporu. Jeśli to prawda, to Ukraińcy się pogubili, dowódcy ulegali presji polityków, a to skłania mnie do refleksji, że Ukrainę czeka klęska - mówi o2.pl Skrzypczak.
Generał zadaje też pytanie, w jakim świetle Zełenski stawia tych, którzy go wspierali przez dwa lata. Przekonuje, że działania prezydenta marnują wysiłek całej koalicji, która wspierała i wspiera Ukrainę. W tym również Polski, która przekazała walczącemu sąsiadowi ogromną ilość sprzętu wojskowego i przyjęła uchodźców po pierwszej fali ataku.
Zełenski sponiewierał całą naszą pomoc. On pozbawia armię wiary w zwycięstwo. I to, jako żołnierzowi, daje mi asumpt do powiedzenia, że prezydent jest do wymiany - mówi ostro Skrzypczak.
Podobnego zdana jest także były wiceminister obrony Janusz Zemke. W rozmowie z o2.pl mówi, że takie upublicznienie sporu może osłabiać wolę walki Ukraińców i podważać pozycję obu, prezydenta i Załużnego, na zewnątrz Ukrainy. Oraz pokazuje, że jest rozbieżność oczekiwań politycznych i kierownictwa armii.
Mamy zatem poważny zgrzyt na linii siły zbrojne - cywilne kierownictwo armii. Taki spór, jak mówi były zastępca dowódcy strategicznego NATO gen. Mieczyław Bieniek, "nigdy nie jest sytuacją idealną". Szczególnie dla Ukrainy, wciąż mającej aspiracje dołączenia do NATO. A w Sojuszu kontrola cywilna nad siłami zbrojnymi jest jednym z fundamentów.
Prezydent Zełenski jeździ po świecie, załatwia broń, wsparcie i przychylność, a także reprezentuje Ukrainę na świecie. To on jest zwierzchnikiem sił zbrojnych, a zwierzchnictwo to sprawuje poprzez ministra obrony i szefa sztabu generalnego. Z kolei Załużny przyznał, że po pierwsze działania ofensywne nie przyniosły efektów, a po drugie, że rozproszenie sił powstało w wyniku nacisków polityków - mówi o2.pl gen. Bieniek.
Do tego dochodzi, jak tłumaczy, sprawa podległych Załużnemu centrów rekrutacyjnych, w których niedawno Zełenski całkowicie wymienił kierownictwo. Powodem była gigantyczna korupcja przy poborze do armii. Ostrożne szacunki wskazują, że z Ukrainy wyjechało kilkaset tysięcy mężczyzn w wieku poborowym.
Niezadowolenie społeczeństwa narasta. Być może Załużny wyrasta na bohatera narodowego. Zawsze musi być jakieś centrum zarządzania konfliktem. Jeśli go nie ma lub jest rozmyte, to może się to przekładać na brak zrozumienia celów przez żołnierzy i społeczeństwo - podsumowuje gen. Bieniek.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.