W sobotę w Stryszowie koło Wadowic wydarzyła się tragedia. Jeden z domów jednorodzinnych zaczął się palić, a w wyniku pożaru zginęły dwie osoby. Trzecia w ciężkim stanie trafiła do szpitala.
Czytaj także: Zdjęcie z Sejmu wywołało burzę. Internauci oburzeni
Jak się okazało, pożar nie był wynikiem wypadku. Jak podają WP Wiadomości, w mieszkaniu miała odbyć się impreza alkoholowa. 32-letni Mariusz R. razem z kolegą miał zaatakować swojego wuja, ciotkę i kuzyna. Ofiary zostały związane, a pod dom podłożono ogień.
Jeden z mężczyzn oswobodził się z pułapki i zdążył uciec. Według informacji "Gazety Wyborczej" poszkodowany jest ranny, ma rany kłute. Sprawcy uciekli samochodem z miejsca zdarzenia.
W czwartek Prokuratura Okręgowa w Krakowie potwierdziła, że podejrzanymi o podpalenie są 32-letni Mateusz R., mieszkający na Śląsku i Piotr G. z powiatu wadowickiego, którzy wcześniej pobili domowników. Osoby te nie zostały zatrzymane, bowiem uciekły z miejsca zdarzenia do Holandii - potwierdza prokurator Janusz Hnatko, rzecznik krakowskiej prokuratury w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Mężczyźni zdążyli uciec z kraju. Wyjechali do Holandii i zatrzymali się w mieście Groningen. Tam zostali zatrzymani przez lokalną policję, która wylegitymowała ich podczas prowadzenia swoich czynności. 9 grudnia za mężczyznami wystosowano europejski nakaz aresztowania.
Prokuratura już postawiła zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa dla dwóch innych mężczyzn zamieszanych w podpalenie i zacieranie śladów. Sąd ma pochylić się również nad decyzją o tymczasowym aresztowaniu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.