Strajk Kobiet do policji nastawiony jest jasno. Przeszkodą w dobrych relacjach między protestującymi a funkcjonariuszami stała się przede wszystkim przemoc. Stosowanie gazu, przepychanki czy agresja według doniesień mediów z początków protestów, miały być poleceniem z góry.
Okazało się, że poleceń jest więcej. Jak donosi Gazeta Wyborcza w rozmowie z jedną z policjantek wynika, że funkcjonariusze dostali polecenie, by w wolnym dniu nie uczestniczyć w protestach z ramienia Strajku Kobiet.
Czytaj także: Kiełbasa zniknie ze sklepów? To już pewne
Nie jest to jednak oficjalne stanowisko policji. Z ustaleń Gazety Wyborczej wynika, że przełożeni każde takie polecenie muszą raportować. Informacja o tym, że za udział w proteście można mieć kłopoty rozniosła się drogą prywatną.
Komendanci policji mieli przeprowadzić prywatne rozmowy z kilkoma pracownikami. Oni mieli przekazać wieść z "dobrą radą" dalej wśród swoich kolegów.
O ile policjant ma prawo chodzić na manifestacje i wyrażać swoje poglądy, tak musi się to zgadzać z etyką policjanta. Jak podaje Gazeta Wyborcza w rozmowie z jedną z policjantek z Łodzi wynika, że to dość ogólne prawa i łatwo w tej kwestii o potknięcie.
Największy problem stanowi jednak teraz zakaz zgromadzeń. To właśnie za to może zostać ukarany przez swojego kolegę w czasie służby, jeśli zdecyduje się iść na protest. Złamanie tego prawa przez policjanta w czasie epidemii może skutkować poważnymi konsekwencjami zawodowymi.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.