O całej sytuacji poinformowała Gazeta Wyborcza. Na Nidzie nagle spora część wody odpłynęła z rzeki, co spowodowało, że tysiące ryb natychmiast poumierało. Setki z nich nadal rozpaczliwie podskakiwały, próbując wrócić do wody. Jako pierwsi sytuację zauważyli miejscowi wędkarze, którzy regularnie łowią tam ryby.
Czytaj także: Polka rekordzistką. Złowiła rybę-giganta
Oprócz policji na miejsce wezwano m.in. naukowców z instytutu PAN, a także pracowników Polskiego Związku Wędkarskiego, którzy zaczęli zajmować się badaniem rozległości katastrofy. Już wiadomo, że wśród tysięcy ryb i innych zwierząt, które zamieszkiwały Nidę, znalazły się także rzadkie i będące pod ochroną małże i skorupiaki.
Na ten moment nie wiadomo jeszcze, jak nieodpowiedzialne zachowanie wpłynie ostatecznie na okoliczny ekosystem. Być może miejsca nie da się już uratować.
Smutny widok tysięcy zmarłych ryb
Miejscowi wędkarze ze smutkiem opowiadali mediom o rybach, które leżały przy brzegu. Ten widok prezentuje choćby zdjęcie opublikowane przez Krzysztofa Latosińskiego z PZW. Martwe ryby to okonie, szczupaki czy klenie.
Jeśli policji uda się ustalić winnego katastrofy, za wywołane straty przyrodnicze będzie musiał odpowiedzieć przed prokuraturą.
Czytaj także: Wakacje 2020. Tych ryb lepiej unikaj. Mogą zaszkodzić
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.