Gocław, Warszawa. To właśnie tu rozegrała się tragedia w pralni, która była rodzinnym biznesem. Z nieznanych jeszcze przyczyn 37-letni Marcin B. chwycił za nóż i zabił swojego ojca.
Gdy funkcjonariusze przybyli na miejsce, próbował zaatakować nożem również ich. Napastnik został szybko obezwładniony. Jednak tragedia, do której doszło, wstrząsnęła całym osiedlem.
Czytaj także: Lech Wałęsa wymienił swoje osiągnięcia "To ja, ja, ja"
Okazało się, że sprawca miał kilka oblicz. Jak relacjonuje "Fakt" sąsiadka wspomina go dobrze. Kobieta zauważyła równie, że w rodzinie nie było też większych problemów. Jeśli dochodziło do zwad to takich, jakich sąsiedzi zarejestrować nie zdołali.
Był bardzo miły, nigdy nie usłyszałam z jego ust przekleństwa ani nie widziałam pijanego - mówi "Faktowi" sąsiadka Marcina B.
Inaczej jednak sprawcę zapamiętała pracowniczka sklepu spożywczego obok pralni. Z jej relacji dla "Faktu" wynika, że mężczyzna mógł mieć problemy natury psychicznej od dawna. Sugeruje również w rozmowie, że wpływ na to mogła mieć też śmierć matki Marcina B., która odeszła rok temu.
Wchodził do sklepu, brał towar, mówił, że to jego sklep i wychodził. Albo twierdził, że to sklep samoobsługowy, więc on nie będzie płacił. Takie jazdy miał. A były dni, że normalnie się zachowywał, i pogadał, i się pośmiał. Ze skrajności w skrajność - relacjonuje dla tabloidu.