Trudno o pełny obraz tego, co dzieje się na granicy Polski z Białorusią. Podczas gdy Straż Graniczna informuje o kolejnych atakach cudzoziemców na funkcjonariuszy, aktywiści przekonują, że na granicy wciąż umierają ludzie. Chaos się pogłębia, a oliwy do ognia dolewają politycy, którzy przerzucają się winą za tę sytuację.
W ostatnim czasie coraz częściej docierają do nas dramatyczne wieści z polsko-białoruskiej granicy. Kilka dni temu do szpitala trafił żołnierz pchnięty nożem przez migranta. Tuż przed atakiem na żołnierza, ucierpiało dwóch funkcjonariuszy Straży Granicznej. Jeden z nich został uderzony stłuczoną butelką, kolejnego zaatakowano nożem przytwierdzonym do długiego kija.
W związku z ostatnimi wydarzeniami na granicy pojawili się premier Donald Tusk, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak–Kamysz oraz szef MSWiA Tomasz Siemoniak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przyjechaliśmy, żeby wyraźnie powtórzyć to, co powiedziałem kilkanaście dni temu [...] — że w każdej sytuacji, szczególnie w tak dramatycznej, jak atak na naszego żołnierza — który, jak wiecie, ciągle walczy o życie w szpitalu — wszyscy bez wyjątku jesteśmy z wami, po waszej stronie — powiedział szef rządu.
Premier, który jeszcze w 2021 r. mówił, że na granicy Białorusi z Polską są "biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca na ziemi", tym razem stwierdził, że "nie mamy do czynienia z żadnymi azylantami".
Mamy do czynienia ze zorganizowaną, bardzo sprawną na wielu poziomach akcją łamania polskiej granicy i próbą destabilizacji państwa. [...] Nikt tu, przynajmniej wśród nas, nie ma wątpliwości, z jakim charakterem działań mamy tu do czynienia i że nieprzypadkowo ta agresja jest coraz większa — oznajmił szef rządu.
Aktywista o sytuacji na polsko-białoruskiej granicy
Z pogranicznikami i politykami nie zgadzają się aktywiści. Zdaniem Bartosza Rumieńczyka, przedstawiciela "Grupy Granica" (to organizacja, która udziela pomocy uchodźcom), oceny rządzących są niesprawiedliwe.
Rząd od razu przypina łatkę wszystkim osobom, które są po drugiej stronie, a przecież te osoby potrzebują naszej pomocy medycznej, humanitarnej, prawnej, przepuszczenia na naszą stronę, by otrzymały wsparcie. Tygodniami, a czasem miesiącami, tkwią w pułapce, czyli pasie granicznym kontrolowanym przez służby białoruskie, gdzie są zdane na ich łaskę i niełaskę — podkreśla Rumieńczyk w rozmowie z "Faktem".
"Grupa Granica" chce, by cofnięto rozporządzenie wydane przez PIS, które — w ocenie aktywistów — "pozwala na nielegalną i nietyczną politykę wywózek, czyli wyrzucania ludzi za granicę".
Oczekujemy, że polskie państwo będzie działać zgodnie z prawem. Cofnie PiS-owskie rozporządzenia i zacznie przyjmować wnioski o ochronę międzynarodową od osób, które wyrażają taką wolę oraz obejmie pomocą osoby, które wniosków składać nie chcą. Nie może być tak, że osoba przekraczająca granicę z Polską jest zawracana na terytorium Białorusi, gdzie grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo — mówi rozmówca dziennika.
Zdaniem Rumieńczyka, polski rząd "straszy nas uchodźcami", a tym samym robi to, "na czym zależy Łukaszence i Putinowi".
Aby wygrać z Łukaszenką, Tusk powinien skupić się na tłumaczeniu społeczeństwu, że mamy do czynienia z osobami, które pochodzą z państw zrujnowanych wojną, systemową biedą i osobami, które przede wszystkim potrzebują pomocy, a nie podgrzewać wojenną atmosferę wokół tej granicy — przekonuje przedstawiciel "Grupy Granica" w rozmowie z "Faktem".