Polacy nadal nie mogą bagatelizować zagrożenia zakażeniem koronawirusem. Codziennie przybywa wiele nowych przypadków osób, które uzyskały pozytywny wynik testu. Pomimo tego, że stan epidemii został zniesiony 15 maja bieżącego roku to nie odwołano jeszcze stanu zagrożenia epidemicznego, który ogłoszono dzień później.
Na początku rozpoczęła się letnia fala zakażeń. To właśnie piątego dnia tego miesiąca ogłoszono 1075 osób zakażonych koronawirusem oraz dwa zgony. Sytuacja pogarszała się każdego dnia i równo miesiąc później w raporcie pojawiło się 4259 zakażonych i aż 17 zmarłych. Od tamtego momentu zaczęła następować poprawa. 5 września było 480 zakażonych i brak zgonów.
Niestety jesień kolejny rok z rzędu sprzyja rozpowszechnianiu się wirusa. Ministerstwo zdrowia poinformowało, że 5 października odnotowano 4619 przypadków zakażenia COVID-19 i 33 zgony. Pięć dni później zmarło aż 45 zakażonych osób. Liczba ta może rodzić przerażenie, gdyż jest to najgorszy bilans od pół roku. Kiedy tylu zakażonych zmarło w kwietniu nadal w Polsce obowiązywał stan epidemii.
Koronawirus w Polsce pokazuje, że jest nadal bardzo realnym zagrożeniem. Ostatnie dni pokazały, że pomimo delikatnego spadku liczby zakażeń, rośnie liczba zgonów. Portal medonet.pl zapytał prof. dr hab. n. med. Piotra Jankowskiego, z czego wynika ta tendencja. Uczony wyjaśnił, że dzieje się tak w wyniku mniejszej liczby wykonywanych przez Polaków testów.
Wynika to z faktu, że rzadziej wykonujemy testy niż na wiosnę czy jesienią zeszłego roku, szczególnie w przypadkach skąpoobjawowych. Dlatego raportujemy mniej przypadków COVID-19 — wyjaśnił w rozmowie z medonet.pl Piotr Jankowski.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.