Pan Tomasz od niemal dziesięciu lat pracuje w zakładzie produkcyjnym w Świeciu jako pomocnik gospodarczy. Od dawna szef kazał mu palić śmieci w piecu. Po kilku latach pracownik odmówił wykonania polecenia.
Czytaj także: Jak wygląda życie w Rosji? Pokazała to, co dzieje się w sklepach
- Był piątek, 1 września. Dochodziła 15.00. Szef kazał mi spalić śmieci. Gdyby były to normalne odpadki, nie byłoby problemu. To były jednak odpady poprodukcyjne, w tym części desek, pokrytych żywicą, papiery z plamami od tłuszczu, kawałki styropianu, połamane plastiki - relacjonuje pan Tomasz w rozmowie z "Gazetą Pomorską".
Przez jakiś czas pan Tomasz bał się zaprotestować, gdyż nie chciał stracić pracy. Ostatnio jednak postanowił sprzeciwić się szefowi. Wówczas przełożony miał wpaść w szał i zagrozić pracownikowi zwolnieniem z pracy. Między mężczyznami doszło do awantury - relacjonuje sprawę pomorska.pl.
Czytaj także: Wiemy, jak mieszka Ewa Drzyzga. Spodziewaliście się?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W biurze akurat byliśmy sami. Szef podszedł do drzwi i zamknął je od środka na klucz. Chciałem wyjść, ale mnie nie wypuścił - tłumaczy mężczyzna w rozmowie z "Gazetą Pomorską".
- Próbowałem go wyminąć. Nie udało się. Mało brakowało, a doszłoby do przepychanek. Wszystko trwało jakieś 10 minut. Zadzwoniłem na policję. Gdy szef usłyszał, że przyjedzie radiowóz, otworzył drzwi. Wyszedłem i poszedłem prosto do domu. Nie czekałem na przyjazd funkcjonariuszy - wyjaśnia pan Tomasz.
Przełożony pana Tomasza nie chce komentować incydentu. Mężczyzna jest świadomy, że za swoje zachowanie dostanie wypowiedzenie z pracy.
Nie, żebym był jakimś ekologiem, ale odpady trzeba likwidować w inny sposób - podkreśla pan Tomasz.
- Nasza firma zatrudnia około 30 osób. Na wszystkie odpady zakładowe i śmieci, pozostawiane przez pracowników, jest praktycznie jeden kontener na śmieci. Parę godzin i pojemnik byłby zapełniony. Trzeba by wywozić śmieci codziennie, lecz to wiąże się z kosztami odbierania śmieci przez uprawnioną firmę. Szef znalazł sposób na pozbycie się śmieci. Część z nich pali. To znaczy: mnie każe to robić. Latami się zgadzałem. Teraz odmówiłem. Nie będę więcej truł środowiska - zaznacza rozmówca "Gazety Pomorskiej".