Na stronie rosyjskiego Ministerstwa Obrony można przeczytać, że każdy, kto podpisze kontrakt z armią rosyjską, musi przejść czterotygodniowe szkolenie wojskowe, zanim zostanie wysłany na front. W sumie program ma trwać 240 godzin i obejmować trening przetrwania, naukę strzelania, rzucania granatami oraz taktyki wojskowej.
"Nie wiedzą, jak używać karabinu"
Według relacji niektórych rosyjskich rekrutów rzeczywistość jest jednak zgoła inna. Dziennikarze "The Moscow Times" dotarli do żołnierza, który zgodził się zdradzić kulisy rekrutacji do rosyjskiego wojska. Ivan twierdzi, że oficjalne deklaracje rosyjskich władz nie mają żadnego odzwierciedlenia w prawdziwym życiu.
On sam miał zakończyć szkolenie już po pięciu dniach. Już dwa dni później został przeniesiony do bazy wojskowej w zachodniorosyjskim Biełgorodzie i w ciągu dwóch tygodni znalazł się na froncie w Ukrainie.
31-latek powiedział, że rekruci trenują 9 godzin dziennie, ćwicząc umiejętności bojowe, szturmując budynki i "wszechstronną obronę". Szkolenie jest podobno zróżnicowane dla każdego żołnierza i koncentruje się na różnych umiejętnościach potrzebnych na konkretnych stanowiskach.
Oczywiście, to nie wystarczyło. W naszej ekipie był żołnierz, który nie wiedział, jak działa karabin maszynowy. Więc nauczyłem tego gościa, jak rozbierać i składać broń. Nie chciałbym być obok niego w bitwie. Jak można tak walczyć? – pyta Ivan.
"Droga do worka na zwłoki"
Obrońcy praw człowieka twierdzą, że brak wiedzy o walce i ograniczone szkolenie oznacza, że żołnierze mają mniejsze szanse na przetrwanie w strefie działań wojennych. Słowa Ivana skomentował niezależny analityk wojskowy Pavel Luzin. Negatywnie ocenił działania rosyjskiego wojska.
Tydzień szkolenia to nic. Dla żołnierza to bezpośrednia droga do szpitala lub worka na zwłoki – Luzin stwierdził w wywiadzie dla "Moscow Times".
Jednak zapewnienie minimalnego szkolenia nowym rekrutom wydaje się coraz bardziej powszechne w rosyjskiej armii i może świadczyć o problemach z mobilizacją, brakiem ludzi i słabym morale w wojskowych szeregach.
Siergiej Kriwenko, dyrektor organizacji ochrony praw człowieka "Citizen. Army. Law", stwierdził, że Rosja nie spełnia odpowiednich standardów szkolenia. Krivenko wyznał, że często kontaktowali się z nim rodzice rekrutów, którzy podpisali kontrakt i "zaledwie tydzień później wylądowali w Ukrainie".
"The Moscow Times" donosi również, że żołnierze kontraktowi, którzy odmawiają walki, często nie mogą wrócić do domu. Mają być zastraszani przez swoich dowódców, aby sprowadzić ich z powrotem na pole bitwy.
Gazeta podała, że żołnierze 11. Gwardii Powietrznej Brygady Szturmowej złożyli swoje dymisje na początku tego miesiąca, ale ich prośba spotkała się z oporem. Matka jednego z żołnierzy wyznała, że po odmowie przyjęcia dymisji dowódcy brygady skierowali część mężczyzn do specjalnego aresztu w okupowanym przez Rosjan ukraińskim mieście Ługańsk.