Chwilę grozy przeżył pilot szybowca, który wystartował w poniedziałek (5 sierpnia) z lotniska w Zielonej Górze Przylepie około godz. 14. Rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Zielonej Górze podinsp. Małgorzata Stanisławska w rozmowie z PAP przekazała, że kłopoty zaczęły się niedługo po tym, jak maszyna opuściła płytę lotniska sportowego należącego do Aeroklubu Ziemi Lubuskiej.
Szybowiec stracił nośność, ale na szczęście pilot zachował zimną krew. Zdając sobie sprawę, że nie będzie w stanie wylądować na lotnisku, zdecydował się na przyziemienie właśnie na południowej obwodnicy miasta, w miejscowości Wilkanów.
Pochodzącemu z Niemiec pilotowi nic się nie stało, podobnie jak kierowcom, którzy w tamtym czasie poruszali się po drodze. Niestety, nie obyło się bez utrudnień. Policja wprowadziła ruch wahadłowy na czas zabezpieczenia szybowca, który został wyciągnięty z rowu, w którym częściowo się znajdował. Maszyna została umieszczona na specjalnej przyczepie i odwieziona na lotnisko w Przylepie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj też: Skandal w Nowym Jorku. Kennedy wyznał po latach
Szybowiec nie musi lądować na lotnisku
Choć piloci szybowców starają się lądować w miejscach do tego wyznaczonych, awaryjnie mogą zrobić to także na łące, polu czy pasie zieleni. W kwietniu bieżącego roku pilot szybowca awaryjnie lądował na terenie rodzinnych ogródków działkowych w Płocku. Maszyna zawisła na drzewie trzy metry nad ziemią.
60-letni pilot potrzebował pomocy służb w wydostaniu się z maszyny. Na szczęście i w tym przypadku szybownik uniknął poważniejszych obrażeń. Jak relacjonował, stracił panowanie nad maszyną po tym, jak wpadł w niewłaściwy wir powietrza.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.