Nie milkną echa prokremlowskiego wiecu poparcia dla wojny w Ukrainie, zorganizowanego przez Władimira Putina w piątek 18 marca w Stadionie Łużniki w Moskwie. Impreza, na którą miało przybyć nawet 200 tys. osób, odbyła się pod hasłem "Nie dla nazistów". Na senie wystąpiły zespoły muzyczne, których członkowie otwarcie popierają kremlowski reżim. Przemowę wygłosił także sam rosyjski przywódca.
Czytaj także: Rosja zaatakuje ten kraj? Jest stanowisko NATO
Na nagraniach opublikowanych w sieci i puszczanych w propagandowej rosyjskiej telewizji stadion wygląda na zapełniony po brzegi. Zgromadzeni ludzie trzymają rosyjskie flagi, uśmiechają się do kamer, niektórzy depczą flagi w ukraińskich barwach. Według niezależnych dziennikarzy, którzy byli na miejscu, spora część osób, które były obecne na stadionie, to pracownicy państwowych firm i administracji.
Czytaj także: Zginął jak bohater. Pasza Lee pożegnany przez Ukraińców
"Zostali zmuszeni do wzięcia udziału w wiecu"
Producent BBC Moscow Will Vernon był na miejscu i porozmawiał z kilkoma uczestnikami wydarzenia. - Oto obraz, który Kreml chce, abyś zobaczył: tysiące ludzi popierających prezydenta Putina i "specjalną operację wojskową" w Ukrainie, stłoczonych na stadionie Łużniki w Moskwie - Vernon napisał na Twitterze pod wideo ukazującym rozentuzjazmowany tłum na trybunach. Większość jego rozmówców przyznała, że zostali przymuszeni do uczestnictwa w koncercie przez pracodawców.
Uzyskanie informacji od Rosjan nie było łatwe. Dziennikarz przyznał, że w przeciwieństwie do wieców opozycji znaczna część uczestników nie chciała być filmowana ani odpowiadać na pytania dziennikarzy. - Niektórzy zakrywali twarze lub zakładali kaptury, kiedy mówiliśmy, że jesteśmy dziennikarzami. Wielu wydawało się zakłopotanych lub zawstydzonych, że tam jest - napisał na Twitterze Vernon.
Wielu twierdziło, że pracuje w sektorze publicznym (np. nauczyciele szkolni) i byli pod presją pracodawców. Jeden człowiek, który pracuje w moskiewskim metrze, powiedział nam, że on i inni pracownicy zostali zmuszeni do wzięcia udziału w wiecu. "Będę tu przez chwilę, a potem pójdę… Myślę, że większość ludzi nie popiera wojny. Ja nie" - napisał na Twitterze Vernon, cytując jednego ze swoich rozmówców.
- Uczniowie powiedzieli nam, że mieli możliwość dnia wolnego od zajęć, jeśli wzięli udział w "koncercie". Niektórzy z nich nawet nie wiedzieli, że impreza była po części poświęcona wsparciu dla sił rosyjskich na Ukrainie - dodał dziennikarz w poście opublikowanym w mediach społecznościowych.
Jednocześnie Vernon podkreśla, że na wiecu niewątpliwie obecni byli także ludzie autentycznie popierający prezydenta Putina i "specjalną operację wojskową na Ukrainie", jak Kreml określa zainicjowaną przez siebie wojnę.
"Typowa putinowska ustawka"
Prokremlowski wiec na Łużnikach skomentował w rozmowie z Wirtualną Polską dr Wojciech Siegień z Uniwersytetu Gdańskiego. Według niego koncert był "typową putinowską ustawką", których w Rosji było już wiele.
W Rosji od lat odbywają się "spontaniczne" wiece, na których muszą się obowiązkowo pojawić pracownicy budżetówki, urzędniczki, nauczyciele, młodzież szkolna. To są typowe rosyjskie massovki, czyli masówki - przypominające pochody pierwszomajowe. Dostajesz prikaz i musisz iść. To jest tam normalna praktyka od lat - Siegień powiedział WP.
- W Rosji istnieją nawet specjalne portale, na których daje się ogłoszenia, że się poszukuje uczestników wieców. Pan przed wiecem stoi w aucie, dają ci flagę, dają ci plakaty i idziesz popierać Putina. Potem kasujesz za to wypłatę i idziesz do sklepu na zakupy. To jest przećwiczone - dodał Siegień.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.