Nieudany zabieg miał miejsce w maju 2014 roku. 33-latek zgłosił się do grudziądzkiego szpitala na plastykę podniebienia miękkiego i gardła. W trakcie operacji pacjent wyjął sobie z tchawicy rurkę intubacyjną, w wyniku czego doszło do niedotlenienia mózgu, a następnie do zatrzymania krążenia - podaje "Gazeta Pomorska".
Po zabiegu przestał samodzielnie funkcjonować
Personel medyczny, który był obecny na sali, nie potrafił przywrócić pacjentowi drożności dróg oddechowych. Intubacji dokonał dopiero wezwany laryngolog, jednak oczekiwanie na jego pomoc trwało zbyt długo, a nieporadne próby przywrócenia wentylacji przez anestezjologa doprowadziły ostatecznie do nieodwracalnego uszkodzenia mózgu 33-latka.
Od czasu zabiegu mężczyzna nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Minęło już 8 lat, a 40-latek nadal znajduje się w stanie wegetatywnym, oddycha przez rurkę tracheotomijną, nie kontroluje czynności fizjologicznych, nie można z nim nawiązać kontaktu. W związku ze swoim stanem wymaga całodobowej opieki.
Sąd zdecydował o wysokim zadośćuczynieniu
Sprawa trafiła do sądu. W 2020 roku Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że doszło do błędu lekarskiego i nakazał szpitalowi w Grudziądzu oraz jego ubezpieczycielowi PZU SA wypłacenie pacjentowi łącznie 1 mln zł, oraz wypłacanie mu dożywotniej, comiesięcznej renty w kwocie 11 465,11 zł.
Wyrok nie był prawomocny i szpital wniósł apelację, domagając się obniżenia wysokości zadośćuczynienia. Obrona szpitala przekonywała, że pacjent sam jest sobie winny, gdyż to on dokonał ekstubacji. Zdaniem sądu jednak mężczyzna działał odruchowo i pod wpływem środków znieczulających, a to na personelu szpitala spoczywa obowiązek sprawowania nadzoru nad pacjentem.
Do sprawy wkroczył komornik
We wrześniu 2021 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał w całości wyrok pierwszej instancji oraz obciążył szpital kosztami postępowania. Ubezpieczyciel spłacił swoją część zadośćuczynienia, ale lecznica miała nadal nie poczuwać się do odpowiedzialności. Według pełnomocniczki poszkodowanego pacjenta szpital przez dwa miesiące ignorował jej korespondencję, w której zapowiadała egzekucję komorniczą.
Władze szpitala twierdzą z kolei, że utrzymywały kontakt z pełnomocnikiem pacjenta i rozmawiały o spłacie należności, miały też prosić rodzinę pacjenta o "cierpliwość" ze względu na problemy finansowe. Szpital bowiem tonie w długach i jest obecnie najbardziej zadłużonym szpitalem w kraju - podaje "Gazeta Pomorska".
Mecenas Jolanta Budzowska jednak nie rzucała słów na wiatr i rzeczywiście skierowała sprawę do komornika. Środki zostały zajęte z kontraktu szpitala z NFZ-em, ponieważ szpital nie miał wystarczających środków własnych. Ostatecznie po zakończeniu egzekucji szefostwo placówki zobowiązało się dobrowolnie wypłacać comiesięczną rentę. Szpital będzie musiał także pokryć koszty egzekucji, które wyniosły aż 50 tys. zł.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.