To był dom wielopokoleniowy. Mieszkało w nim starsze małżeństwo, mające trzech dorosłych synów, ich synowa oraz wnuczka.
Mama wstała i weszła do kuchni. Zobaczyła, że tata leży przy oknie w kałuży krwi. Przybiegła do nas. Obudziła mojego męża i mnie. Mąż zbiegł pierwszy – tak w "Uwadze" relacjonuje wydarzenia feralnego dnia bratowa Bartłomieja B.
Niedługo później członkowie rodziny znaleźli zakrwawioną siekierę. Zaczęli sprawdzać, czy pozostali domownicy są cali i zdrowi. Wojtek, z którym Bartłomiej B. dzielił pokój, już nie żył. Na miejsce wezwano służby.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rodzina Bartłomieja B. wciąż zastanawia się, czemu mężczyzna zamordował swoich bliskich. Dwie godziny po ucieczce z miejsca zbrodni zatrzymał rower, którym uciekał wzdłuż drogi. Wyjął z kieszeni telefon, który ukradł bratu, zadzwonił na policję i powiedział, co zrobił.
Czytaj także: Mąż udusił żonę. Nadzwyczajna decyzja sądu we Wrocławiu
300 policjantów dziennie szukało go przez ponad tydzień
Bartłomieja B. umieszczono w szpitalu psychiatrycznym, z którego sam uciekł, wykorzystując nieuwagę strażników.
Na obecnym etapie prokuratura nie będzie udzielała informacji dotyczących szczegółów tego zajścia. Natomiast mogę stwierdzić, iż, w ocenie prokuratury, doszło do nieprawidłowości po stronie funkcjonariuszy służby więziennej – mówi prokurator Rafał Kawalec w rozmowie z "Uwaga TVN".
Mężczyznę po ok. 10 dniach złapali "łowcy głów". Starał się wyjechać najpierw na Słowację, a następnie przez inne kraje aż do Włoch. Trafił do aresztu.
W zeznaniach podczas pierwszego zatrzymania twierdził, że między nim a pokrzywdzonymi doszło do konfliktu na tle rodzinnym. Zdaniem bratowej Bartłomieja B. nie mogło chodzić o kwestie majątkowe.
Kwestia domu już dawno była rozwiązana. Dom miał przypaść mojemu mężowi. Nie wiem, jakby on miał urazę, to przyszedłby do nas - mówiła bratowa zatrzymanego.
Bartłomiejowi B. za podwójne zabójstwo grozi dożywocie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.