Jakub Kwieciński i Dawid Mycek od roku mieszkają na Helu. Zamiast pięknej plaży i wydm odkryli jednak jedno wielkie wysypisko śmieci. Tysiące plastikowych butelek, foliówek, maseczek, butów, pieluch, żarówek... To właśnie to przypływa wraz z Wisłą z trójmiejskich plaż.
Tutejsza plaża bezapelacyjnie wygrałaby konkurs na najbrudniejszą w Polsce. Wstyd dla Miasta Hel i Urzędu Morskiego w Gdyni, że do tego dopuścili. Te plaże powinny być ich wizytówkami - twierdzi para.
Czytaj też: Kupili nowe zwierzę. Reakcja psa hitem internetu
Mężczyźni byli zdziwieni, że nikomu to nie przeszkadza. Nie czekając na nic i nikogo, sami zaczęli sprzątać plażę. A nie było lekko. Pracowali przez dwa tygodnie po kilka godzin dziennie.
Zaczęliśmy z fajną energią i poczuciem, że robimy coś pożytecznego, ale z każdym kolejnym znalezionym "skarbem" byliśmy coraz bardziej załamani. Ilość śmieci przerosła nasze wyobrażenia - mówi Jakub Kwieciński.
Czytaj też: Miał czkawkę przez 4 dni. Pomogła gorąca żona
Burmistrz woli pobija rekord
Mężczyźni chcieli uzyskać pomoc od miasta z wyrzuceniem worków pełnych 900 kg śmieci. Niestety, nie otrzymali jej.
Burmistrz kazał przekazać, że worków nie posprząta, ponieważ to nie jest jego plaża i nie ma na to pieniędzy. Proszę go zrozumieć. Burmistrz jest pochłonięty budową największej na świecie latarni morskiej z bursztynu i biciem rekordu Guinnessa. To wielkie wydarzenie i kosztuje niemało, więc miasto nie może wydawać dodatkowych funduszy na jakieś śmieci - cytują mężczyźni to, co usłyszeli w słuchawce telefonu.
Tymczasem worki podziurawiły ptaki i zaczęła podmywać woda. Nikogo nie interesowało, że cała ciężka praca może pójść na marne. Ostatecznie worki zabrał Urząd Morski w Gdyni, który swoją jednostkę wysłał z oddalonego o ok. 50 kilometrów Rozewia.