Działania Amerykanów ujawnił portalowi NBC News urzędnik amerykańskiej administracji. Zachowujące anonimowość źródło przekazało dziennikarzom, że "w czasie rzeczywistym" przekazywano stronie ukraińskiej bardzo wiele informacji, mogących posłużyć np. namierzaniu sił rosyjskich.
Wiele z tych informacji było komercyjnymi zdjęciami satelitarnymi. Ale nie tylko. Znalazły się tam również konkretne dane o tym, gdzie operują rosyjskie jednostki. Dzięki temu Ukraińcy mogli precyzyjnie namierzać i eliminować rosyjskich dowódców.
To z kolei wpływa na morale żołnierzy. Rosyjską tradycją wojskową jest, że dowódcy walczą ze swoimi żołnierzami lub pozostają z nimi w bardzo bliskim kontakcie. Wynika to z przyjętego modelu dowodzenia oraz ze słabości systemów komunikacji i obrazowania pola walki rosyjskiej armii.
Żaden rosyjski generał, czy szerzej: oficer dowodzący wydzielonymi siłami i zgrupowaniami wojsk rosyjskich, operujących na terenie Ukrainy, nie może spać spokojnie. W każdej chwili może stać się celem bardzo precyzyjnego uderzenia. Miejsca dyslokacji np. sztabów czy szerzej – centrów i ośrodków dowodzenia – są stale i na bieżąco rozpoznawane, a aktualne miejsce pobytu kadry dowódczej na bieżąco aktualizowane. Działania te mają bardzo dynamiczny charakter a jednocześnie wiążą się z przetwarzaniem ogromnych ilości danych, co wymaga oczywiście bardzo zaawansowanych technologii informatycznych - mówi o2.pl były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego gen. Piotr Pytel.
I dodaje, że nie bez znaczenia jest też możliwość używania w tej wojnie, na korzyść Ukraińców, posiadanych przez NATO stale uzupełnianych baz wszelkiego rodzaju emiterów promieniowania elektromagnetycznego przeciwnika. To konkretne dane, a programy służące do analizy i ekstrahowania dużych ilości informacji Amerykanie mają bardzo wysoko rozwinięte.
Czytaj też: Ukraińcy triumfują. Kolejny generał zlikwidowany
Nie mogę mówić o szczegółach, nie wiem, jak dobrze mają to rozpoznane Rosjanie, a nie chcę pomagać im w obronie przed działaniami, więc ujmę to tak: w Ukrainie mamy do czynienia z niezwykle skutecznym wykorzystaniem synergii techniki zachodniego – głównie amerykańskiego, ale nie tylko – obrazowania satelitarnego na bardzo zaawansowanym poziomie, dalece wykraczającym poza rozpoznanie obrazowe, i działań ludzkich. Mówiąc w skrócie: zachodni sojusznicy wspomagają Ukraińców technologicznie, wykonując np. działania w zakresie analizy spektrum widma elektromagnetycznego, emitowanego przez urządzenia telekomunikacyjne (ale nie tylko), a ukraińskie wojska otrzymują precyzyjne dane np. o położeniu jednostek czy wręcz obecności oficerów - tłumaczy dalej gen. Pytel.
I przypomina, że do wysoce zaawansowanej techniki dochodzą działania osobowych źródeł informacji. Co to oznacza? Przyjmijmy dla uproszczenia, że źródło namierza samochód lub śmigłowiec przypisany do rosyjskiego MON i mając namierzony taki pojazd, przekazuje jego położenie, kierunek, w którym się przemieszcza etc. Takie dane są następnie poddawane analizie i przekazywane wojskom ukraińskim.
Wtedy wkraczają Ukraińcy: np. wojska specjalne, które oświetlają wskaźnikiem laserowym cel do precyzyjnego uderzenia przy pomocy drona lub artylerii. To bardzo precyzyjna praca, opierająca się na schematach opracowanych przez ukraińskie wojska współpracujące z Amerykanami. Kiedy pojawi się rosyjski "bad guy", Ukraińcy są w zasadzie gotowi do jego "przyjęcia". Mogą też szybko i dokładnie potwierdzić powodzenie – lub niepowodzenie – ataku - kończy były szef SKW.
Jak to możliwe, że Amerykanie mają tak dokładne rozpoznanie na oddalonej o tysiące kilometrów Ukrainie? Komandor Wiesław Goździewicz, ekspert w zakresie Międzynarodowego Prawa Humanitarnego Konfliktów Zbrojnych (MPHKZ ) i prawnych aspektów operacji NATO na szczeblu operacyjnym i strategicznym, przypomina, że już w 1995 r. Rosjanie byli w stanie zlikwidować czeczeńskiego prezydenta Dżochara Dudajewa.
Dudajew zginął, rozmawiając przez telefon satelitarny, namierzony przez rosyjski samolot zwiadowczy. Dziś, niemal trzydzieści lat później, możliwości technologiczne są o wiele większe. Celują w tym siły zachodnie. Amerykanie mają swoje NSA (National Security Agency) a mocno zaangażowani w Ukrainie Brytyjczycy - GCHQ (Government Communications Headquarters) - potężne, bardzo dobrze dofinansowane instytucje, zajmujące się SIGINT-em, czyli w bardzo dużym skrócie, wywiadem sygnałowym lub elektronicznym.
Każde urządzenie elektroniczne ma swoje specyficzne sygnatury. Coś w rodzaju cyfrowych odcisków palców. Adres MAC, adres IP, numer IMEI czy charakterystykę sygnału. Odczytując sygnatury czy emisje urządzeń, żołnierze ISAF w Afganistanie namierzali np. dowódców talibów.
Jeśli któryś był nieuważny, niechlujny albo leniwy i np. korzystał z tej samej karty SIM kilka razy... no to cóż - Goździewicz rozkłada szeroko ręce.
Ukraińskie wojska specjalne (SOF) dokonują identyfikacji celu (PID), potwierdzają lokalizację, podświetlają laserem cel, a potem spada na niego pocisk artyleryjski albo naprowadzana laserem bomba z drona.
Wątpię, żeby przechwytywali z Langley. Prędzej z Menwith Hill (baza lotnicza RAF, zajmująca się SIGINT - red.), zapewne przy wsparciu RC-135 Rivet Joint, których sporo krążyło nad Rzeszowem ostatnio. Widać Amerykanom bardzo zależy, skoro dane z "5 Eyes" (sojusz wywiadowczy USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Australii i Nowej Zelandii - red.) przekazują Ukrainie. Nawet z ISAF nie bardzo chcieli się dzielić - dodaje kmdr Goździewicz.
Mówi, że IMINT (Imagery Intelligence - rozpoznanie obrazowe) w tym przypadku pełni raczej rolę wspomagającą. Na przykład dla wskazania optymalnej trajektorii, żeby ominąć ewentualne przeszkody terenowe. Kluczem jest SIGINT. Charakterystyki fal, słowa-klucze, częstotliwości, adresy sieciowe, kryptonimy, schematy łączności, nawyki operatorów systemów łączności czy czasy/pory transmisji.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.