Powiedzieć, że dom przedstawiony przez rosyjską telewizję TV2 to ruina, to nic nie powiedzieć. Ale właśnie w takich warunkach żył i mieszkał w Tomsku żołnierz Grupy Wagnera. Najemnik zginął na froncie, a na budynku umieszczono na pamiątkę tabliczkę, która o poległym żołdaku przypomina. Uwagę przykuwa jednak coś innego.
Czytaj także: Rosyjscy piloci dostali tort i wódkę. To była pułapka
Ten dom to po prostu rudera, w której ciężko było żyć w godnych warunkach. Zniszczone okna, pękający dach, zapadnięte deski na fasadzie domu, ale nie tylko. Budowla jest stara i ledwo nadaje się do zamieszkania. Do tego zaniedbana okolica i gotowy przepis na sielskie życie w Rosji, nieprawdaż? To od razu rzuca się w oczy.
I jak tu się dziwić, że Rosjanie pozwalają się zabrać do wojska, a potem na front?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Być może dla części z nich armia to szansa na lepsze życie. Wszak tam mogą zarobić i mogą wrócić do swoich rodzinnych stron z nadzieją na poprawę koszmarnych warunków bytowych. Sęk w tym, że najpierw trzeba na wojnie przeżyć, co wcale nie jest łatwe. Najemnikowi Grupy Wagnera się nie udało, został zabity gdzieś na froncie.
Teraz na rodzinnym domu jest tabliczka, która przypomina o jego istnieniu. Tak samo jak dom, wyglądająca niedbale i byle jak. Cóż, to już chyba rosyjska specjalność. Media w Rosji informują, że na domach w Tomsku zaczęły się pojawiać dziwne tabliczki, dedykowane najemnikom PMC Wagner. O sprawie informuje lokalny kanał TV2.
Tu mieszka rodzina żołnierza Grupy Wagnera, który oddał życie za ojczyznę - głosi napis na tabliczce, którą umieszczono na budynku.
W Rosji cały czas narasta kult wagnerowców, w tym tych, którzy wcześniej odsiadywali wyroki np. za zabójstwa i dali się lokalnej ludności we znaki. Jewgienij Prigożyn brał ich z więzień oraz kolonii karnych do swojej jednostki, gdzie mieli "odpracować" winy i zasłużyć na powrót do społeczeństwa. Wielu do kraju wróciło w czarnych workach.
Zdaniem telewizji Biełsat, nie do końca wiadomo, kto przykręca tabliczki i czci żołnierzy Grupy Wagnera w całej Rosji. Być może stoją za tym jej dowódcy, a może jeszcze ktoś inny. Cała sytuacja podsyca plotki o tym, że Prigożyn żyje i że wkrótce ma wrócić, by znów stanąć na czele swojego oddziału. To byłaby szokująca informacja.
A dla rosyjskich władz czarny scenariusz, wszak wypadek samolotu Embraera Legacy 600 z dowództwem Grupy Wagnera miał być precyzyjnie przeprowadzonym przez FSB i ludzi Władimira Putina zamachem na życie człowieka, który ośmielił się podnieść rękę na rosyjskie władze. W pobliżu miejscowości Kużenkino samolot runął na ziemię, a wraz z nim dziesięć osób.
Prigożyn znalazł się wśród ofiar, a jego Grupa Wagnera bardzo szybko po zdarzeniu została podporządkowana rosyjskim władzom i ministerstwu obrony. Teraz ktoś czci zmarłych najemników, a tych miało być nawet 50 tysięcy jeszcze na początku 2023 roku. Dziś, gdy oddział przestał odgrywać pierwszoplanową rolę, wagnerowców jest dziesięć razy mniej.
Czytaj także: Kolejny sukces Ukrainy. Wróg był bezradny