Robert Adolph Boehm zmarł w wieku 74 lat. Wiadomość o jego śmierci pojawiła się w mediach społecznościowych. Jeden z jego synów zamieścił oryginalny wpis, jednak zamiast tradycyjnego, formalnego pożegnania, post przybrał formę nieco prześmiewczej notatki. Niecodzienny nekrolog szybko rozprzestrzenił się w internecie, zyskując popularność dzięki swojemu nietypowemu charakterowi.
Post spotkał się z dużym odzewem, ponieważ wprowadził do tematu śmierci elementy ironii i komizmu, co wyróżniało go na tle typowych pożegnań. "Wymamrotał swoje ostatnie niezrozumiałe i prawdopodobnie niepotrzebne przekleństwo na krótko przed potknięciem się i uderzeniem w głowę" - czytamy na początku nekrologu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tak syn napisał o ojcu
Najmłodszy syn, Charles Boehm, z humorem wspomina, że ojcu dwukrotnie udało się przypadkowo zrobić dziury w desce rozdzielczej swojego auta, gdy próbował załadować strzelbę. Żona Roberta, przyzwyczajona do takich "wpadek", twierdziła, że czuła się bezpieczniej w wietnamskiej dżungli niż we własnym domu. Mimo fascynacji starą bronią, Robert Boehm zupełnie nie radził sobie z jej obsługą.
Czytaj także: Zabójstwo Anastazji. Prokuratura czeka na ruch Greków
Był jednak znany w swoim miasteczku nie tylko z tego – uchodził również za lokalną "ikonę mody". Syn opisuje go jako osobę, która nosiła charakterystyczne, ekstrawaganckie kapelusze, szerokie koszule i jeszcze szersze spodnie, a do tego często wkładała skórzane kurtki w stylu minionych lat, co stało się jego znakiem rozpoznawczym.
W nekrologu wspomniana została także śmierć jego żony, Dianne. Syn z przymrużeniem oka napisał: "W lutym Bóg w końcu okazał jej miłosierdzie, zabierając ją do piekła, gdzie znalazła zasłużony spokój i ciszę, z dala od niego".
Wszyscy zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby pogodzić z wybrykami Roberta, ale teraz jest on już problemem Boga. Nikt nie powie: szkoda, że go nie znałem - napisał syn na zakończeniu nekrologu.