Wizytacje urzędników w toruńskim Liceum Uniwersyteckim trwają już od tygodnia. Nauczyciele i społeczność skupiona wokół placówki nie mają wątpliwości, że mają one związek z zorganizowanym przez nich "tęczowym piątkiem". Bo jak z przekąsem pyta jedna z matek cytowana przez "Gazetę Wyborczą", która nagłośniła sprawę: "Czy naprawdę trzeba kontrolować profesorskie wykłady?"
W większości placówek edukacyjnych "tęczowy piątek" obchodzony jest oddolnie i raczej po cichu. Toruńska szkoła, jako jedna z niewielu świętuje oficjalnie. Uczniowie spotykają się z przedstawicielami i przedstawicielkami środowiska akademickiego, rozmawiają o równości, obcości czy wielokulturowości. Tak było też w tym roku.
Szkołę odwiedzili profesor Dariusz Brzostek, antropolog kultury i profesor Aleksandra Derra filolożka i filozofka, pełniąca funkcję pełnomocniczki rektora ds. równego traktowania na Uniwersytecie w Toruniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: Tak żyje Przemysław Czarnek. Jego dom "ocieka luksusem"
Teraz jeden z nauczycieli w rozmowie z "GW" mówi wprost:
To wizytacja ministerialna prowadzona rękami kuratorium. Najprawdopodobniej jest to wynik donosu na "tęczowy piątek", który najpierw wpłynął do kuratorium oświaty, a później do Ministerstwa Edukacji
Czytaj także: "Tęczowy piątek" w polskich szkołach
Jak opisuje "Gazeta Wyborcza", wśród uczniów i uczennic inicjatywa cieszy się dużym poparciem, sprzyjają jej także rodzice. I to właśnie ma nie być zbyt dobrze widziane przez Kuratorium Oświaty. Jak sugeruje jeden z nauczycieli cytowany w tekście, urzędnicy sprawdzają dokumenty i to czy szkolne imprezy są "należycie patriotyczne".
Czytaj także: Minister Czarnek o zmianach w edukacji. Mówi o wojnie
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.