Strefy "child free" pojawiają się w wielu miejscach w Polsce. Przygotowują je liczne hotele, baseny czy restauracje. Na czym polega pomysł przestrzeni wolnej od dzieci? W określonym miejscu (np. wydzielonej sali) lub o określonej porze do lokalu lub obiektu wstęp mają wyłącznie pełnoletni klienci.
Niektórzy klienci bardzo cenią sobie takie rozwiązanie. Wskazują, że mogą się dzięki temu zrelaksować i zebrać myśli. Pomysł wspiera również wielu rodziców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeśli mam wybór, to zawsze pójdę tam, gdzie dzieci nie ma. Zakładam po prostu, że wtedy bardziej odpocznę, bo jednak przy dzieciakach zawsze jest jakiś harmider - mówi w rozmowie z "Interią" mężczyzna, który często korzysta ze stref "child free".
Warto podkreślić, że tego typu rozwiązanie to nie nowość. Pierwsze tego typu strefy w różnego rodzaju lokalach uruchomiono kilka lat temu. Pomysł wzbudził jednak spore kontrowersje. Dla niektórych jest to "dyskryminacja ze względu na posiadanie dzieci".
Ekspertka wyjaśnia, czy trend może wpłynąć na niż demograficzny
W rozmowie z dziennikarzami "Interii" wielu właścicieli restauracji czy hoteli podkreśla, że "to odpowiedź na potrzeby klientów". Na rynku jest coraz więcej obiektów, do których dzieci nie mają wstępu.
"Child free" oburzyło kilku polityków (m.in. Paulinę Matysiak z Nowej Lewicy czy Klaudię Domagałę z Konfederacji). Niektórzy uważają, że przez takie rozwiązania rodzi się mniej dzieci. Czy tak jest rzeczywiście?
Każdy z nas jest inny, ma różne potrzeby. Myślę, że powstawanie takich stref "child free" jest na to odpowiedzią. Tak, jak są miejsca przeznaczone tylko dla rodzin z dziećmi, albo dla samych dzieci, tak też mogą funkcjonować takie wyłącznie dla dorosłych. [...] Sprawa nie ma jednak istotnego znaczenia dla pogłębienia się kryzysu demograficznego - mówi w rozmowie z "Interią" Dr hab. nauk o zdrowiu Ilona Nenko, prof. UJ, która zajmuje się demografią.