Wszystko wydarzyło się w Kaplicy bł. ks. Jana Balickiego przy ulicy Skrajnej w Rzeszowie. Jedna z mieszkanek miasta przechodziła obok świątyni w dniu święta Trzech Króli. Jej uwagę przykuła liczba wiernych zebranych na nabożeństwie. Historię tę opowiedziała portalowi Nowiny24.
Czytaj także: "Łukaszenka jest chory". Właśnie oskarżył Polskę
W związku z obowiązującymi obostrzeniami w tak małej kaplicy mogłoby przebywać maksymalnie 13 osób. Oczywiście między każdą z nich powinien być zachowany odpowiedni odstęp. Mieszkanka Rzeszowa doliczyła się jednak 70 wiernych. Postanowiła zawiadomić policję.
Zgłosiły się służby spod numeru 112. Pani dyspozytorka wypytała mnie, co ja tam robię, dlaczego się tam znalazłam. Takie "halo" jest w całym świecie, że wirus, że śmierć, więc niepokoiło mnie to, co się tu dzieje. Czekałam na jakąś interwencję policji do końca mszy, nikt się nie pojawił, ludzie po nabożeństwie spokojnie się rozeszli - powiedziała kobieta w rozmowie z portalem Nowiny24.
Choć funkcjonariusze nie zareagowali, mieszkanka postanowiła zgłosić sprawę dalej. Jak sama przyznała w relacji dla miejscowych mediów, w kaplicy obostrzenia przekracza się regularnie. Powiadomiła więc o wszystkim sanepid. Na odpowiedź wciąż czeka.
Zawsze, kiedy obostrzenia przeciwepidemiczne wchodziły w życie, kuria nie poprzestawała na tym, że proboszczowie mają się o nich dowiadywać z mediów, tylko wysyłała zawiadomienia o nowych regulacjach prawnych, z prośbą o ich przestrzeganie - powiedział dla Nowiny24 ks. Tomasz Nowak, rzecznik Kurii Diecezjalnej w Rzeszowie.
Kuria o łamaniu obostrzeń jest więc powiadomiona. Rzecznik rzeszowskiej kurii podkreśla, że księża napominają o konieczności przestrzegania obostrzeń. Zauważa jednak też, że postawiono bardziej na odpowiedzialność samych wiernych. To oni powinni zauważać, że do świątyni wejść już nie mogą z powodu obowiązujących ograniczeń.