Urzędnicy Departamentu Obrony twierdzą, że są pewni, iż "balon obserwacyjny na dużej wysokości" należy do Chin. Jak podaje portal radia BBC, ostatnio był on widziany nad zachodnim stanem Montana, na północnym zachodzie USA. Amerykanie przekazali, że są w gotowości do zestrzelenia obiektu. Mogą to zrobić np. przy pomocy myśliwców F-22.
Wojsko podjęło jednak decyzję, że balon nie zostanie zestrzelony. Bo odłamki mogłyby uderzyć w obiekty cywilne. Co ciekawe, podobny incydent miał miejsce w Kanadzie, w tym samym czasie co w USA. Tam też pojawił się balon. Kanadyjczycy również nie zdecydowali o zestrzeleniu go.
Kanadyjczycy nie wskazali, jak Amerykanie, kraju, z którego balon mógł przybyć. Przekazali jednak, że ściśle współpracują z USA w celu zabezpieczenia informacji wrażliwych, których ujawnienie mogłoby grozić bezpieczeństwu Kanady. Wiadomo, że balony przeleciały nad archipelagiem Aleutów i Alaską.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Latał nad bazą rakietową?
Amerykanie nie lekceważą jednak nawet pozornie błahego zagrożenia. W środę rozmawiali na ten temat wojskowi i politycy, na czele z sekretarzem obrony Lloydem Austinem i szefem Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, gen. Markiem Milleyem.
Czego mogą szukać Chińczycy nad Montaną? Ten duży ale słabo zaludniony (ok. 1,1 mln mieszkańców) stan jest jednak "domem" ważnej wojskowej instalacji. Znajduje się tam stanowisko dowodzenia 341. Skrzydła Rakietowego. To jednostka mająca pod swoją komendą międzykontynentalne rakiety balistyczne. Być może rozpoznanie tych obiektów było celem Chin. Stanowisko należy do Bazy Lotniczej Malmstorm.
To aerostat, zapewne dość zaawansowany, gazowiec. Wypełniony być może helem lub wodorem. Zdalnie obsługiwany, ale czy sterowany? Leci dość wysoko. Na pułapie, na którym - ze względu na rozrzedzenie powietrza - mogą sobie poradzić tylko myśliwce F-22. Taki balon na pewno ma jakąś fotowoltaikę i łączność satelitarną oraz sprzęt rozpoznawczy. I to pewnie jest najciekawsza rzecz dla Amerykanów. Zakłada też, że właściciele założyli układ autodestrukcji, gdyby miał on spaść na ziemię czy powierzchnię wody. To raczej zestaw jednorazowego użytku jako całość - mówi o2.pl płk Artur Goławski, były oficer polskich Sił Powietrznych.
Dodaje, że taki balon mogłaby wykryć np. stacja radiolokacyjna. Chodzi o stację 3D, czyli trójwspółrzędną: pozwalającą nie tylko zlokalizować obiekt, ale także określić jego prędkość postępową i pionową. Czyli, jak dodaje płk Goławski, ocenić, czy dany obiekt manewruje.
To sprytne rozwiązanie, ale niepozbawione wad. Balon nie będzie zwrotny na dużej wysokości. Będzie w zasadzie płynął zgodnie z kierunkiem wiatru i nie zmieni wysokości. Wiązałoby się to z utratą gazu z powłoki. A nikt go nie dopompuje.
Amerykanie twierdzą jednak, że nie chcą zestrzeliwać balonu. Nie stanowi on, jak opisuje BBC, zagrożenia komunikacyjnego, ponieważ leci na wysokości niedostępnej dla samolotów cywilnych. Amerykanie też dokładnie znają jego położenie.
Rozpoznanie systemu obrony przeciwlotniczej?
Były Inspektor Sił Powietrznych, gen. Tomasz Drewniak wskazuje, że taki balon może być wyposażony w różne systemy. Zależy, jak mówi, co Chińczycy chcieli osiągnąć. Przyznaje, że może to być np. rozpoznanie działania i aktywności systemów amerykańskiej obrony przeciwlotniczej.
Nie sądzę, by był wyposażony w sprzęt optoelektroniczny, bo podobną jakość zdjęć można osiągnąć z satelitów, przy mniejszej możliwości zestrzelenia. On może być nafaszerowany elektroniką, ale rozpoznawczą, badającą np. aktywność amerykańskich systemów rozpoznawczych i elektronicznych. Bo jasne jest, że Amerykanie je uruchamiają. Radary, systemy namierzania, wykrywania. Masa ruchu w spektrum elektromagnetycznym i może to chcą rozpoznać Chińczycy? A wykręcić się będzie z tego łatwo. Zawsze mogą powiedzieć, że chcieli wykonać "badania górnej powłoki atmosfery" albo inne "zdjęcia do badań rolniczych". Można udawać wariata i przekonywać, że takie urządzenie "uciekło". A balony były wykorzystywane podczas I i II wojny światowej, oraz w okresie zimnej wojny. Nadal bywają, bo Amerykanie sięgali po nie choćby w Afganistanie. Ale dawno nie było sytuacji, by balon był używany w tego rodzaju działaniach - mówi o2.pl gen. Drewniak.
Czytaj też: Chiny odpowiadają USA. "Prawdziwy test"
Przekonuje również, że wbrew swoim ograniczeniom, balon może być przydatny do tego rodzaju działań. Ograniczenia mają także satelity. Trzeba czekać aż znajdą się nad wskazanym punktem, a to może zająć nawet i kilka dni, a poza tym nie wzbudzają aktywności całego systemu obrony przeciwlotniczej, a zebranie informacji o nim może być celem takiej misji.
Na koniec zaś mówi, że zestrzelenie takiego urządzenia byłoby dla Amerykanów stosunkowo łatwe. Choćby przy pomocy systemu Patriot. Można byłoby także, jak mówi, rozpędzić F-15 czy F-22 do dużej prędkości wznoszenia i zestrzelić przy pomocy pocisku AMRAAM.
Przypuszczam, że gdyby Amerykanie stwierdzili, że to realnie zagraża bezpieczeństwu komunikacji lotniczej czy szerzej – interesom USA, to by go zestrzelili już dawno - podsumowuje oficer.