Rozmawialiśmy z kilkoma managerami i pracownikami restauracji w Zakopanem. Sytuacje, kiedy klienci "zapominają" zapłacić rachunek za posiłki i napoje, zdarzają się niemal wszędzie.
Zdarza się czasami, że nie płacą i wychodzą. Jako kelnerzy za nich płacimy, nam przecież kwota musi się zgadzać pod koniec dnia. Każdy kelner jest odpowiedzialny na swój stolik - mówi nam pracownica jednego z zakopiańskich lokali.
Nasza rozmówczyni podkreśla jednak, że w sezonie jest tak dużo klientów, że nikt z obsługi nawet nie myśli o tym, żeby szukać nieuczciwych klientów na ulicy. - U nas jest taki przemiał, że nie mamy na to czasu - podkreśla.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Karma szybko wraca". Para nie zapłaciła, ale zostawiła kluczyki od auta
Kelnerka dodaje, że ostatnio para klientów zostawiła w płatniku o 50 zł mniejszą kwotę.
Ale karma szybko wraca, bo zostawili na stoliku kluczyki do auta i musieli po nie wrócić. Do tego stopnia byli bezczelni, że wrócili i od razu chcieli zapłacić te 50 zł, zaczęli coś kręcić, że niby to w nagrodę - opowiada kelnerka.
Czytaj także: Zakopane. Arabowie o Polakach: Jesteśmy zachwyceni
Najczęściej uciekają bez płacenia rodziny z dziećmi
Menadżer innego lokalu na Krupówkach mówi, że takie zdarzenia w sezonie letnim mają miejsce całkiem często.
- Całkiem niedawno mieliśmy taką sytuację, że przy jednym stoliku siedziało małżeństwo z dwójką dzieci. Wykorzystali moment, kiedy kelnera nie było przez chwilę na ogródku i po prostu wyszli z lokalu. Wszystko później sprawdziłem na kamerach - opowiada menadżer karczmy.
Z moich obserwacji wynika, że robią to najczęściej rodziny z dziećmi. To jest fenomen! I sprawdzając nagrania z monitoringu widać, że jest to celowe - mówi nam menadżer z 15-letnim doświadczeniem w gastronomii. - Ludzie sobie chyba nie zdają sprawy, ile kosztuje wyjazd do Zakopanego - próbuje tłumaczyć zachowanie turystów mężczyzna.
Nasz rozmówca przyznaje, że zdarza się, że muszą wzywać policję. - Czasami jest tak, że ktoś nie chce po prostu zapłacić, bo "nie". Albo mówi otwarcie, że nie zapłaci, bo nie ma pieniędzy. On nawet nie ucieka, tylko siedzi przy stoliku i czeka - opowiada.
Czasami też zwyczajnie się kłócą. Najwięcej jest właśnie takich wymuszających. Klienci mówią, że danie im nie smakowało, a zjadają 90 proc. potrawy - mówi pracownik lokalu.
Menadżer zauważa, że liczba klientów wychodzących z lokalu bez płacenia, zaczęła rosnąć od końca pandemii. - Wiele zależy od tego, jak stoliki w ogródkach restauracyjnych są umiejscowione. Ale nawet zimą potrafią wyjść ze środka lokalu i nie zapłacić - dodaje.
Pracownik innego lokalu twierdzi, że takie sytuacje zdarzają się bardzo sporadycznie. - Czasami się zdarzy, zapomną zapłacić, ale przychodzą następnego dnia i płacą. Zazwyczaj to przez nadmiar alkoholu. Staramy się pilnować gości - mówi.
- Ucieczki bez płacenia zdarzają się rzadko. Częściej jest tak, że zjadają niemal cały obiad i pod koniec przychodzą i mówią, że znaleźli włos i nie chcą płacić - opowiada kelner jednej z zakopiańskich karczm.
- Zimą zdarza się tak, że wychodzą niby na papierosa i znikają. To są zaplanowane sytuacje. Przeważnie to są młodzi ludzi, dobrze ubrani, typ cwaniaczka. Zamawiają najdroższe alkohole i najdroższe jedzenie i nie płacą - słyszymy od kolejnego pracowika restauracji.
Do niezręcznych momentów dochodzi również w barach mlecznych, gdzie płaci się podczas zamawiania posiłku. - Mamy takich "filozofów", że zjedzą prawie cały placek po węgiersku, zostawią tylko kawałek i przychodzą po zwrot kwoty, bo zobaczą włos. Robią to perfidnie, kiedy inni ludzie stoją w kolejce. Nie chcemy się z nimi w takim momencie awanturować - mówi pracownik baru mlecznego.
Właściciel kolejnej karczmy mówi z kolei, że czasami udawało się nieuczciwych klientów "złapać" na ulicy. - Oni już mają opracowane teksty: "ja myślałam, że kolega zapłacił" - mówi nasz rozmówca.
Autorka: Edyta Sokołowska, dziennikarka o2.pl