Był sierpień 2019 roku. Czwórka spadochroniarzy planowała skok z wysokości 3 tysięcy metrów z małego samolotu Cessna. Mieli wykonać w powietrzu akrobacje i wylądować na plaży. Niestety, niespodziewany podmuch wiatru sprawił, że zamiast na plaży, wszyscy wylądowali w morzu.
Ania i Agnieszka zginęły na oczach bliskich
Dwaj mężczyźni mieli więcej szczęścia, gdyż wylądowali bliżej brzegu na płytkiej wodzie. Anna i Agnieszka zniknęły pod wodą znacznie dalej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rodziny, które obserwowały skok z plaży, natychmiast wezwały pomoc. Ratownicy przybyli na miejsce szybko, ale nie zdołali uratować kobiet. Obciążone pasami z ołowiem, po wylądowaniu w wodzie o głębokości około trzech metrów, szybko zniknęły pod powierzchnią. Pomimo intensywnej reanimacji, nie udało się ich przywrócić do życia.
Pamięć o ofiarach
Mimo upływu lat pamięć o Annie i Agnieszce jest wciąż żywa. Symboliczny grób przy plaży, gdzie zginęły, jest miejscem pamięci odwiedzanym przez turystów. Krzyż upamiętniający kobiety pojawił się tam krótko po tragedii i z czasem zaczęły się przy nim pojawiać kamienie, które układają plażowicze. Niektórzy z nich dowiadują się o tragedii dopiero na miejscu, inni przyjeżdżają specjalnie, by złożyć kwiaty i oddać hołd.
Proces sądowy po pięciu latach
Pięć lat po tej tragedii przed Sądem Rejonowym w Kołobrzegu rozpoczął się proces dotyczący śmierci Anny i Agnieszki. Na ławie oskarżonych zasiadł Marek T., organizator skoków. Prokuratura oskarżyła go o nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa i spowodowanie wypadku, który zakończył się śmiercią dwóch osób. Grozi mu kara do 8 lat więzienia.
Marek T. nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że zrobił wszystko, aby zapewnić bezpieczeństwo skoków. Prokuratura jednak wskazała na szereg zaniedbań z jego strony, w tym brak kamizelek ratunkowych dla skoczków.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.