39-letni pan Krzysztof zdecydował się na zabieg korygujący przegrodę nosową. To rutynowy zabieg, który miał poprawić komfort życia pacjenta.
Krzyś chrapał, wyszło w badaniach. Pani doktor powiedziała, że kwalifikuje się na operację przegrody, czekał na nią dwa lata i do tego się przygotowywał – wyjaśniła reporterom ''Interwencji'' pani Anna, żona 39-latka.
Operację przeprowadzono w czerwcu zeszłego roku w jednym z warszawskich szpitali. Doszło do dramatu.
Jak dowiadujemy się z materiału ''Interwencji'', przed operacją pacjent miał być znieczulony ogólnie. Odpowiedzialna za to była anestezjolog – Anna G., kierująca zespołem składającym się z rezydenta i pielęgniarki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wyszła pani doktor do mnie i mówi, że mąż jest uczulony na narkozę, miał wstrząs, krótko był niedotleniony, ale jest młody i wyjdzie z tego. A za chwilę wyszedł rezydent, widać było, że był zszokowany, przerażony, powiedział mi, że jest mu bardzo przykro – wspomina pani Anna.
Jak się okazało, rurka intubacyjna została wprowadzona do przełyku, a nie do tchawicy. O szokujących szczegółach opowiedział prawnik żony zmarłego pacjenta. – To rezydent dokonał intubacji, ale nie doszło do weryfikacji, gadzie ta rurka się znajduje. W chwili, kiedy miało dojść do weryfikacji tej procedury medycznej, osoby kierującej zespołem nie było przy pacjencie – wyjaśnił.
Lekarka nie przyznaje się do winy
W wyniku złej intubacji, pan Krzysztof trafił na OIOM, gdzie przez kilka miesięcy lekarze walczyli o jego życie. Niestety 39-latek zmarł.
Żona zmarłego mężczyzny twierdzi, że lekarka miała rozmawiać przez telefon, gdy niedoświadczony rezydent (miał dwumiesięczny staż) dokonał intubacji pacjenta.
Dyrektor warszawskiego szpitala zwolnił lekarkę i powiadomił prokuraturę. Kobieta została oskarżona o nieumyślne narażenie pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Anna G. nie przyznaje się do winy. — Złożyła wyjaśnienia, które są niezgodne z tym, co ustaliła prokuratura na podstawie innych dowodów – poinformowała Katarzyna Skrzeczkowska z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Lekarce grozi do pięciu lat więzienia.
Anna G. nadal pracuje w jednym z warszawskich szpitali - jest zatrudniona jako lekarz kontraktowy. Kobieta nie odpowiedziała na pytania zadane przez reporterów ''Interwencji''.