Były żołnierz Grupy Wagnera, prywatnej kompanii wojskowej należącej do nieżyjącego Jewgienija Prigożyna, postanowił się poskarżyć na swój los po wojnie. Ta miała być szybko wygrana, medale miały miło pobrzękiwać na piersiach, a życie po powrocie z Ukrainy stać się dużo lepsze. Nic z tego się nie spełniło, zostały rozpacz i bezsilna złość.
To dlatego najemnik, który po powrocie do cywila nie może się odnaleźć, zdecydował się nagrać wideo. Opowiedział o swoich losach, cały czas trzymając flagę przedstawiającą logotyp Grupy Wagnera. I zwrócił się, a jakże, do Władimira Putina. Prezydent Rosji nie zaopiekował się wagnerowcami po śmierci Jewgienija Prigożyna.
A to ich bardzo zabolało, bo jeszcze nie tak dawno przelewali krew za Rosję.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Żołnierz Grupy Wagnera opisał, jaki los spotkał go po powrocie z wojny w Ukrainie. Jak sam mówi, do jednostki dostał się z więzienia i pojechał walczyć za ojczyznę oraz jej prezydenta Władimira Putina. To do niego dziś kieruje swoje słowa, gdy okazało się, że ranny został pozostawiony sam sobie. Nic z obietnic władz do dziś się nie spełniło.
Walczyłem za kraj, który nic dla mnie nie zrobił i nadal nic nie robi - skarży się w nagraniu zrozpaczony wagnerowiec.
Jak mówi, nie ma jednego oka, a drugie miał operowane, by był ciężko ranny. Dziś nie dostaje od państwa renty, nie ma pracy i nie ma perspektyw na życie. A przecież walczył za swój kraj i był gotowy oddać za niego życie. Dodał też, że głosował w przeszłości na Władimira Putina i że dla niego gotów również był zginąć na froncie. Co z tego ma?
Nic ciekawego. Kalectwo, nędzę i strach o swój byt. Tak Rosja odwdzięcza się żołnierzom.
W słowach najemnika są ślady rosyjskiej propagandy. Widać to, gdy mówi o "specjalnej operacji wojskowej" oraz o tym, że bronił swojego kraju. A walczył w Ukrainie, którą Rosja najechała, by podporządkować sobie na lata. Żołnierz tego nie wie, mówi tak, jak kazano mu w Rosji mówić i myśleć. A teraz błaga, by prezydent rozwiązał jego problemy.
Sęk w tym, że Władimira Putina los byłych żołnierzy nie interesuje. A tych z Grupy Wagnera - jako buntowników, którzy chcieli pozbawić go władzy - szczerze nienawidzi. PMC Wagner nie przestał istnieć, ale Władimir Putin dopiął swego. Podporządkował oddział swej woli, a jego dowódcy musieli wykazać się wiernością wobec prezydenta Rosji. Buntowników spotkały śmierć lub niełaska.
Po śmierci Jewgienija Prigożyna stało się jasne, że najemników czekają wielkie zmiany. Nadal mogą walczyć dla kraju na całym świecie, ale już na nowych zasadach. Część z nich podporządkowała się i służy w oddziale, który jest już częścią Rosgwardii. Inni zdecydowali się wyjechać do Afryki, a część służy w siłach specjalnych "Achmat".