Aktywiści w warszawskiej bazylice pojawili się w niedzielę, 5 marca. Założyli na plecy tęczowe płaszcze i położyli się krzyżem przed ołtarzem na oczach zgromadzonych w kościele wiernych.
Wcześniej wytłumaczyli dziennikarzom powody swojego protestu i motywacje, jakie popchnęły ich do takiej formy zamanifestowania swoich poglądów.
Przedstawia się nas jako terrorystów, ale my tak naprawdę jesteśmy ofiarami. Kościół razem z rządem cały czas robią nagonkę na osoby LGBTQ+ – podkreślał siostrzeniec premiera Morawieckiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Aktywista dodał też, że on i towarzysząca mu działaczka w swoich tęczowych płaszczach, w żaden sposób nie są dla nikogo ofensywni, a jedyne, co chcą zakomunikować, to swoją obecność i niezgodę na nagonkę, której są poddawani przez obecny rząd.
Tęcza na plecach symbolizuje naszą tożsamość - podkreślała Wiktoria Magnuszewska. - A jest ona przedstawiana jako zagrożenie dla tego rządu i Kościoła. Chodziło nam o to, żeby tę sytuację przełamać - dodała.
Czytaj także: Awantura po Sylwestrze Marzeń. W rządzie nie wytrzymali
Protest aktywistów na terenie warszawskiej bazyliki nie trwał długo. Krótko po nim, na prośbę obecnej w kościele kobiety, para opuściła kościół.
Pani poprosiła nas, żebyśmy wyszli, bo dzieci mają msze. Więc to po prostu uczyniliśmy - skomentował Franek Broda.
Franek Broda i Wiktoria Magnuszewska są aktywistami z grupy Lex Q, organizacji non-profit, która walczy z homofobią i nietolerancją w Polsce. Dwa lata temu podczas jednego z protestów Franek Broda został zatrzymany przez policję, gdzie jak twierdził, używano wobec niego przemocy fizycznej.