Niewielki kiosk na toruńskim Rubinkowie II. Przystanek przy ul. Przybyłów. Niebieski kolor prawie całkowicie zamazało graffiti, "wykonane" przez lokalnych wandali. W środku siedzi Roman Fijałkowski. Starszy mężczyzna wyprzedaje asortyment. Chce uratować ciężko chorego syna i wyjść z długów.
- Dzień dobry, ma Pan coś dla dzieci? - pytam, podchodząc do okienka. Zmęczony, ale sympatyczny starszy mężczyzna zaczyna szukać między zapalniczkami, artykułami papierniczymi i spinkami do włosów. - Chyba nic już nie ma, przepraszam - odpowiada zasmucony.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mówi mi, że zostało jeszcze jojo, które wybieram dla syna. Płacę i nie zabieram reszty. Pan Roman podkreśla, że "tak robią dziś wszyscy". Wyraźnie się wzrusza.
Po krótkiej rozmowie mówię panu Romanowi, że jestem dziennikarzem i chciałbym z nim porozmawiać. Starszy mężczyzna zaczyna się stresować. Od wczoraj (23.07) odwiedził go cały tabun reporterów, którzy chcą pokazać jego historię.
Od momentu, gdy o sprawie napisał lokalny portal ototorun.pl, a materiał podchwyciło kilku celebrytów, kiosk pana Romana stał się najsłynniejszym w Polsce.
"Ten kiosk jest jakiś przeklęty"
Właścicielem kiosku jest syn pana Romana, Dawid Fijałkowski. Mężczyzna przejął go w 2022 roku. Szukał swojego miejsca w życiu. Z zapałem zabrał się do jego prowadzenia, mimo że już kilka dni po zakupie okradli go lokalni złodzieje. Nie pomogła też uległość właściciela kiosku.
Czytaj także: Skandaliczne nagranie w sieci. Mamy komentarz Biedronki
Syn to dobry człowiek, z wielkim sercem. To też się mściło. Miał wielu "kolegów", którzy brali na zeszyt, pożyczali pieniądze, nie oddawali długów. Takich ludzi było dookoła niego wielu - mówi mi Roman Fijałkowski.
Tak Dawid popadł w długi. Niestety, w międzyczasie przypałętała się poważna choroba wątroby. 34-latek nie zdążył spłacić swojego zadłużenia. Sił do pracy było coraz mniej, a zobowiązania się nawarstwiały. Kolejne pożyczki przeznaczał na bieżące utrzymanie i leczenie. Na spłatę długów poszły oszczędności życia pana Romana.
Łącznie tego długu było 150 tys. zł. W listopadzie syn miał przeszczep wątroby. W grudniu wrócił do domu, ale nie nadawał się do pracy. Zacząłem uważać, że ten kiosk jest przeklęty - dodaje pan Roman.
Stan Dawida Fijałkowskiego cały czas się pogarszał. Pan Roman namawiał go na sprzedaż tego "przeklętego" biznesu. Syn nie chciał jednak o tym słyszeć, bo w kiosk włożył już za wiele sił i serca. Wszystko zmieniło się diametralnie w tym tygodniu.
W poniedziałek (22.07) mężczyzna trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Jest w śpiączce, a lekarze dają mu kilka procent szansy na przeżycie. Pan Roman stwierdził, że czas zamknąć interes. Chce wspierać syna.
Ogromny odzew ludzi. Proszą, aby kiosk pozostał.
Od wtorku (23.07) Roman Fijałkowski wyprzedaje asortyment. Zaczął od gazet, biletów, zabawek. Początkowo wszystko szło bardzo wolno, ale po publikacjach medialnych jego historia stała się internetowym "wiralem". Użytkownicy zaczęli udostępniać informację o działalności pana Romana, a chętnych do pomocy zaczęło przybywać.
To jest niesamowite. Ludzie chcą pomagać, całym sercem. Zostawiają resztę, pytają, jak mogą pomóc. Rozmawiają ze mną - nie kryje wzruszenia pan Roman.
Mężczyzna mówi o kliencie, który pozostawił mu pieniądze, choć niczego nie kupił. Towar z kiosku znika błyskawicznie, a chętnych do zakupu przybywa. Stojąc obok punktu przez godzinę, naliczyłem przynajmniej kilkanaście osób, które kupowały co popadnie. Od wyrobów tytoniowych, po artykuły papiernicze.
Czytaj także: Skandaliczne nagranie w sieci. Mamy komentarz Biedronki
Wszyscy życzą zdrowia Dawidowi i pomyślności dla pana Romana. Niektórzy proszą, aby nie zamykał kiosku. Chcą pomagać w inny sposób. Zapewniają, że będą tworzyć zbiórki. W sprzedaż zaangażowali się też wolontariusze.
Na razie nie widzę opcji, aby trzymać ten kiosk. On kosztował mnie już tyle nerwów. Ludzie proszą, abym go pozostawił. Niektórzy mówią, że to miejsce jest już kultowe. Nie wiem. Ja chcę po prostu, aby mój syn żył - nie kryje emocji starszy mężczyzna.
Kiosk powoli pustoszeje, ale to nie koniec problemów rodziny Fijałkowskich. Pan Roman szuka prawnika, który pomógłby mu w uporządkowaniu problemów natury prawnej. Chciałby, aby syn wykaraskał się z długów.
Nie wie, jaki będzie koszt leczenia Dawida. Podkreśla, że nie chciał nigdy brać pieniędzy od innych. Nie miał nigdy długów, zawsze oddawał. Najpewniej powstanie jednak zbiórka środków, aby pomóc rodzinie Fijałkowskich. Wsparciem zainteresowało się kilka fundacji.
Wiem, że rokowania są złe, ale wierzę. Jeszcze tydzień temu kląłem na ten kiosk, a teraz pokazał mi wiarę w ludzi. To pokazuje, że nie wolno tracić nadziei do końca - kończy pan Roman, po czym sprzedaje kolejną paczkę zapałek. Kolejna klientka zostawia mu resztę. Też chce pomóc.